środa, 31 marca 2010

Kobayashi urywa w Australii

Qantas Australian Grand Prix 2010 - opis/podsumowanie

Gdzie Button daje lekcje Lewisowi i pozostałym aktywnym mistrzom świata.


Nieważne, że przed wyścigiem spałeś zaledwie cztery godziny i budzisz się nieprzytomny, podczas gdy na dalekich Antypodach kierowcy przygotowują się do okrążenia formującego przed walką o Grand Prix Australii. Wystarczy krótka informacja - tor jest mokry - i już nie musisz obawiać się o nieumyślne zaśnięcie przed telewizorem, ponieważ większą część relacji obejrzysz na stojąco. Po otwierającym sezon wyścigu w Bahrajnie, który uznany został za wyjątkowo mało emocjonujący, pojawiło się wiele pomysłów mających na celu uczynienie Formuły 1 ciekawszą dla kibiców. W komentarzach na którymś z portali poświęconych F1 przeczytałem pomysł, który na pewno nie wejdzie w życie, ale jest zarazem prosty i bez wątpienia skuteczny. Mianowicie ktoś napisał, że dobrym pomysłem byłoby po prostu sztuczne "zmoczenie" toru w wybranej fazie wyścigu... Niedzielne zmagania na torze Albert Park są kolejnym dowodem na to, że nawet nieduży deszcz może odmienić oblicze wyścigu.

Wyniki kwalifikacji były takie, jakich mogliśmy się spodziewać. Jedyną niespodzianką było zaledwie jedenaste miejsce Lewisa Hamiltona. Poza tym jednak, zgodnie z przewidywaniami sesję zdominowali kierowcy Red Bull Racing, a drugi raz z rzędu pole position zdobył Sebastian Vettel, wyprzedzając swojego kolegę z zespołu o długość "pszczelego ku*asa", jak określił to sam Mark Webber, pełniący w ten weekend rolę "ostatniej nadziei Australijczyków". Dalej zgodnie z przewidywaniami - Ferrari, McLaren Buttona (pierwszy triumf nad Hamiltonem) i Mercedesy, czyli wyraźnie zarysowana pierwsza czwórka, mająca przewagę nad goniącymi ich zespołami Williamsa, Renault czy Force India (drugi raz z rzędu do Q3 załapali się Kubica i Sutil). 

A dalej było tylko ciekawiej... Mokry tor i kierowcy startujący do wyścigu na przejściowych oponach. Pewny start Vettela z pierwszej pozycji, jednak wszystkie oczy skierowane są na czerwony bolid z numerem 7. To Felipe Massa, który ruszył fantastycznie, zachował przyczepność i z piątej pozycji przesunął się na drugą, zostawiając za sobą m. in. kolegę z zespołu. Tuż za nim jechał Webber, natomiast za ich plecami doszło do kolejnego zwrotu akcji, który uczynił wyścig tak ciekawym. Fernando Alonso wchodził w pierwszy zakręt, mając Schumachera po zewnętrznej i Buttona po wewnętrznej. Brytyjczyk próbował dojść Hiszpana i wtedy kierowca Ferrari zdecydował się zamknąć mu drogę wchodząc w zakręt i zjeżdżając do wewnętrznej. Button nie miał gdzie uciec i doszło do kontaktu. Aktualny mistrz świata wyszedł ze zderzenia bez szwanku, podczas gdy Alonso stracił kontrolę nad bolidem i wykręcił efektownego "bączka", uderzając przy okazji w Mercedesa prowadzonego przez Schumachera i uszkadzając mu przednie skrzydło.  Jak widać tak to się kończy, gdy koło w koło walczy trzech mistrzów świata. Na tej sytuacji najlepiej skorzystał Robert Kubica, który zaliczył dobry start i przesunął się nieco do przodu, a następnie przytomnie zwolnił przed pierwszym zakrętem i spokojnie ominął całe zamieszanie. Pozycje zyskali także Nico Rosberg i Hamilton, który w brawurowy sposób przedarł się przez pierwszy zakręt poboczem i znalazł się tuż za zespołowym kolegą. Tymczasem stojący tyłem do kierunku jazdy Alonso musiał przepuścić całą stawkę wylądował na ostatniej pozycji i musiał odrabiać straty, a kilka chwil później dołączył do niego Schumacher, który z kolei zmuszony był zjechać do swoich mechaników po nowe przednie skrzydło. Jeszcze na pierwszym okrążeniu doszło do innego wypadku. Kamui Kobayashi, który wdarł się do F1 przebojem w tym roku zdecydowanie obniżył loty. Chociaż może nie jest to dobre określenie, jako że w GP Australii pofrunął całkiem wysoko - najpierw w niewyjaśnionych okolicznościach urwał przednie skrzydło, po czym następnie odbijając się od bandy, lotem koszącym "zdjął" z toru Toro Rosso Sebastiana Buemi, oraz Williamsa prowadzonego przez kolejną (być może póki co) zawodzącą nadzieję sezonu, Nico Hulkenberga. Z tyłu stawki Alonso szybko zaczął odzyskiwać pozycje, podczas gdy walki nie brakowało także w czołówce - najpierw pokazujący zaskakująco dobre tempo Kubica próbował wyprzedzić Webbera (musiał jednak uważać, gdyż tuż za nim czaił się Rosberg), niedługo potem to Webber odzyskał drugą pozycję po udanym ataku na Massę.

Jestem zdania, że jednym z największych "smaczków" tego sezonu będzie wewnętrzny pojedynek kierowców McLarena (zresztą podobnie mają się sprawy w przypadku Ferrari czy Mercedesa). Dwóch brytyjskich mistrzów świata z dwóch ostatnich lat - obaj zdobywali swoje mistrzostwa jeżdżąc bolidem z numerem 22, w brytyjskim zespole z silnikiem Mercedesa (chociaż były to dwa różne zespoły). Tyle podobieństw, a zarazem tyle różnic, które ostatni wyścig doskonale pokazał. Hamilton po kilku okrążeniach jazdy za Buttonem zdecydował się na atak i bez większych problemów wyprzedził zespołowego partnera. W tym momencie wielu kibiców kiwało głowami z lekkim uśmiechem typu "no tak, wszystko wraca do normy". Jednak Jenson wiedział co robi. Jechał jak stary, mądry mistrz. Bokser, który daje się obijać młodemu w pierwszych rundach, więcej energii wkładając w procesy myślowe i szykując taktyczną niespodziankę (ładne zdanie - ale gdzieś słyszałem albo czytałem podobne porównanie). Przepuścił Hamiltona wiedząc, że nie ma wystarczającej przyczepności jadąc na przejściowych oponach. Szybko skontaktował się z zespołem przez radio i powiedział, że chce zmienić gumy na przeznaczone do jazdy po suchym torze slicki. Boksy wysychały wolniej niż tor po którym bolidy jeżdżą z o wiele większą prędkością, dlatego zaraz po tym gdy Button je opuścił, opuścił też na chwilę tor, jako że opony były zamoczone i nie miały jeszcze odpowiedniej przyczepności. Szybko jednak doszły do pełnej dyspozycji, a Button spokojnie wyszukiwał  suchej linii jazdy, dogrzewał opony i w chwilę później zaczął kręcić najlepsze czasy. Reszta stawki zareagowała w sposób oczywisty, zaczęły się masowe zjazdy do boksów po slicki, gdzie m. in. dzięki świetnej postawie mechaników Renault, Kubica wyprzedził Massę.

W tym momencie niezagrożonym liderem wciąż pozostawał Vettel, podczas gdy egzamin zaczęła zdawać taktyka Buttona. Dogonił on i z łatwością wyprzedził Kubicę, który rozważnie odpuścił obronę przed kierowcą McLarena, jako że dysponował niedogrzanymi jeszcze, świeżo założonymi slickami. W międzyczasie Massa został wyprzedzony przez Webbera a także na chwilę przez Hamiltona, jednak chwilę później doszło do kontaktu między Australijczykiem a Brytyjczkiem i Brazylijczyk odzyskał swoją pozycję. Niedługo potem Lewis znowu zaatakował Felipe, tym razem manewr okazał się skuteczny, jednak w wyniku delikatnego kontaktu Hamilton nieznacznie uszkodził przednie skrzydło w swoim MP4-25. Za ich plecami znajdował się już nie tylko Webber, lecz także powracający do walki Alonso. Tymczasem na 26 okrążeniu problemy z przednim kołem zgłosił liderujący Vettel, a chwilę później znajdował się już w żwirowej pułapce i był to koniec jego wyścigu. Musiał być wściekły, w końcu gdyby nie problemy z bolidem zapewne miałby po dwóch rundach mistrzostw komplet 50 punktów, a nie 12 jak w tej chwili. Jak się okazało po wyścigu, przyczyną problemów była obluzowana nakrętka w przednim lewym kole... Cała sytuacja była oczywiście bardzo sprzyjająca dla Buttona, który w tym momencie objął prowadzenie. Drugie miejsce zajmował Kubica, jednak w tym momencie miał się zacząć dla niego najtrudniejszy moment wyścigu, jako że tuż za jego plecami znalazł się Hamilton. Polak jechał jednak bezbłędnie, pewnie odpierał ataki Brytyjczyka nawet na centymetr nie odpuszczając właściwego toru jazdy. Wreszcie inżynierowie Lewisa zaprosili go na kolejną zmianę opon, co ten przyjął bardzo negatywnie i miał spore pretensje do zespołu tuż po zakończeniu zawodów. Podobną taktykę zastosowali jednak także Webber i Rosberg. Ten ostatni jest ciekawym zjawiskiem w tym sezonie, gdyż jeździ niezwykle bezbarwnie a zarazem bardzo skutecznie - bądź co bądź póki co za każdym razem jest przed swoim kolegą z zespołu Schumacherem, zarówno w wyścigach jak i w kwalifikacjach. Także tym razem nie rzucał się w oczy, jednak po cichu wykonywał swoją dobrą robotę. Po zjeździe tych kierowców, za Kubicą znalazł się duet Ferrari, jednak w szczęśliwej dla Polaka kolejności. Massa zdecydowanie nie radził sobie w ten weekend (oczywiście poza znakomitym początkiem wyścigu). Popełniał drobne błędy i był wolniejszy od kolegi z zespołu. Warto jednak zauważyć, że nigdy nie był zbyt mocny na tym torze oraz generalnie zwykle miał kiepskie starty kolejnych sezonów (tegoroczny, z dwiema wizytami na podium w dwóch wyścigach jest zdecydowanie najlepszy). Tymczasem Alonso był bardzo szybki przez cały weekend, jednak w tym momencie zdawał sobie sprawę, że atak na kolegę z zespołu to trochę zbyt ryzykowny numer. Świetne czasy notowali natomiast na świeżych oponach Hamilton i Webber, po czym wreszcie dogonili wyżej wspomnianą trójkę. Podczas gdy Button spokojnie zmierzał po zwycięstwo, Hamilton znowu pokazał znakomitą szybkość, lecz także swoje problemy z oponami. To nie do końca jego wina, jednak skarżył się na nie podobnie jak w kwalifikacjach. Tym razem wytłumaczeniem mógł być fakt, że opony były dogrzane przy znakomitym wcześniejszym tempie, a gdy Brytyjczyk zwolnił znalazłszy się tuż za Alonso i Massą, temperatura spadła i gumy przestały właściwie pracować. Mimo to rywalizacja Lewisa z Fernando jak zwykle zapowiadała się pasjonująco. Hamilton długo się przymierzał i wreszcie spróbował ataku. Alonso doskonale wyczuł jego intencję, opóźnił hamowanie i spokojnie obronił pozycję, podczas gdy Webber najwyraźniej źle ocenił sytuację i po raz kolejny dotknął bolidu Brytyjczyka, tym razem uderzenie było jednak o wiele silniejsze. Hamilton wypadł z toru spadając za Rosberga. W żwir wjechał także Australijczyk, który dodatkowo urwał przednie skrzydło i po jego wymianie wylądował na dziewiątym miejscu. Faworyzowany team Red Bull Racing wywiózł więc z Melbourne zaledwie dwa punkty, pomimo dominacji w kwalifikacjach a nawet najszybszego okrążenia w wyścigu, którego autorem był właśnie Mark Webber. Kolejność w czołówce nie zmieniła się już do końca wyścigu. Za to dopiero w jego końcówce gorzej radzący sobie Schumacher uporał się wreszcie z jadącym przed nim Jaime Alguersarim, co zaowocowało zdobyciem jednego punktu. Dobry wyścig zaliczył Rubens Barrichello (8 miejsce), kolejne powody do radości dał mi Tonio Liuzzi, punktując po raz drugi z rzędu (7 pozycja).

Pewnym osiągnięciem (chociaż dziwnie się o tym pisze) jest fakt, że wyścig ukończył Karun Chandchok z ekipy HRT - sztuka ta ponownie nie udała się obydwu zawodnikom Virgin Racing, za to zdecydowanie najlepsze rezultaty z grona kierowców nowych zespołów odnosi Heikki Kovalainen z Lotusa, który jako jedyny ukończył oba wyścigi. 

poniedziałek, 22 marca 2010

Jednostki do wymiany

Ledwo opadł piach i kurz po tym, jak kolorowa karawana Formuły Jeden przetoczyła się przez pustynny Bahrajn, a już powoli można zacząć emocjonować się tym, co czeka nas w najbliższy weekend, czyli drugą rundą mistrzostw świata - GP Australii. Nie pisałem zbyt dużo pomiędzy wyścigami, ponieważ nie było w zasadzie żadnych kontrowersyjnych wydarzeń, informacji czy choćby pogłosek dochodzących ze świata F1. Wiadomo, to dopiero początek sezonu, nikt jeszcze nie liczy sobie punktów, zysków czy strat, a małe dramaty z Bahrajnu i zostawanie w tyle za kumplem z zespołu kierowcy zrzucają na "ledwo pierwszą rund mistrzostw". 
 
Pojawiły się za to różne plotki i lekkie kontrowersje związane z silnikami, które podsumowuję poniżej: 

Od paru dni mówiło się o tym, że jednostka napędowa Renault jest słabsza pod względem mocy od produktów konkurencji i w związku z tym Światowa Rada Sportów Motorowych miałaby pozwolić im na dokonanie poprawek - co w epoce "zamrażanych" silników stanowi rzecz niebanalną. Jednak jak mówią ostatnie informacje, zmiany owszem zostały dokonane, ale już przed rozpoczęciem sezonu. Do tego głośno mówi się wyłącznie o poprawkach mających na celu poprawienie niezawodności oraz zmniejszenie wydatków na silniki. Ciekawe, czy portale pokroju wirtualnej polski i onetu będą krzyczały o tym w swoich nagłówkach tak głośno jak o tym, że Kubica (bo przecież nie Pietrow, Vettel czy Webber) będzie miał na dniach lepszy silnik. Z drugiej jednak strony nie wierzyłbym w stu procentach w wyżej podane informacje, o całej tej sprawie możemy jeszcze usłyszeć. W związku z zamrożonym rozwojem silników wszelkie sprawy związane z ich poprawą są bardzo delikatne i raczej nikt nie chce mówić o tym do końca głośno i oficjalnie. 

Druga rzecz też delikatnie zahacza o kwestię silnikach Renault (przez co po tych pierwszych tutaj notkach mam blog iście "renaultowski"). Mianowicie zespół Red Bull Racing, którego bolidy od 2007 roku napędzane są jednostkami francuskiego producenta. Jak wielu zapewne pamięta, pod koniec ubiegłego sezonu sporo mówiło się o tym, że Red Bull nie jest zadowolony z tychże "v ósemek" i chciałby zmienić dostawcę silników - najwięcej w tym kontekście mówiło się o Mercedesie. Ostatecznie jednak wszystko rozeszło się po kościach i nadal to Renault dostarcza silniki austriackiemu zespołowi. Tymczasem ostatnio Red Bull w osobie Helmuta Marko oficjalnie oskarżył Mercedesa o to, że ci nie chcieli dostarczać im swoich silników z powodu obawy przed porażką i niechęci do pomagania rywalowi. Dziwna jest to informacja - dziwna dlatego, że moim zdaniem to zupełnie naturalne, że nikt nie chce wspierać rywala. Nie ma w tym niczego nieuczciwego. Ten sam Helmut Marko parę dni później narzekał też na fakt, iż silnik Mercedesa ma zbyt dużą przewagę nad innymi jednostkami w F1. Może i jest w tym trochę racji, jednak szkoda, że Red Bull, który do F1 wchodził jako zespół "wyluzowany" i "rozrywkowy" teraz zaczyna trochę marudzić w taki sposób. Za to doskonała informacja dla ich sympatyków (i nie tylko): 'Red Bulletin' od kwietnia w polskiej wersji, jako dodatek do Wyborczej.

środa, 17 marca 2010

Renault + Kubica = ?

Wbrew temu co sugerować może zdjęcie u góry strony, jestem sympatykiem Formuły 1 a nie tylko Roberta Kubicy. Nie ukrywam jednak, że obecność Polaka w F1 mnie cieszy i trzymam za niego kciuki. Myślę, że nie wynika to jedynie z patriotycznych pobudek - uważam, że Kubica to ciekawa postać z romantyczną historią - dostał się do najbardziej prestiżowej ligi wyścigowej będąc chłopakiem bez sponsorów, pochodzącym do tego z kraju, który nigdy z F1 nie miał zbyt wiele wspólnego. Oprócz tego ma charakter, zdarza mu się powiedzieć coś, co nie jest typową PR-owską papką dla prasy. Nie jest to typ zawodnika ukierunkowany tylko na siedzenie w swoim bolidzie - podziwiać możemy go na rajdowych trasach czy usłyszeć o tym jak ogrywa Berniego Ecclestone'a w pokera. Nie są to może przymioty niezbędne kierowcy wyścigowemu, ale czynią z niego jedną z ciekawszych osobowości na padoku F1. 

Przez większą część ostatniego sezonu wszyscy plotkowali na temat "transferowej karuzeli" wśród zespołów i kierowców, która przed sezonem 2010 miała być wyjątkowo ruchliwa. Fachowcy i kibice zastanawiali się jaka przyszłość czeka takich kierowców jak Fernando Alonso, Kimi Räikkönen, Jenson Button czy Nico Rosberg. Pośród tych nazwisk pojawiało się, początkowo z niewielką częstotliwością, nazwisko Roberta Kubicy. Z niewielką częstotliwością, ponieważ nie było jeszcze wiadomo, że dotychczasowy zespół Polaka - BMW Sauber - wycofa się z F1. Kiedy niemiecko-szwajcarska ekipa ogłosiła ten fakt światu, wiadomo już było, że Kubica szuka nowego zespołu. Polskie media widziały go już w Ferrari, McLarenie czy Brawnie. Reakcje na wieść o tym, że podpisał umowę z Renault były mieszane. Oczywiście każdy pamięta, że w 2005 i 2006 stajnia z Enstone zdominowała F1. Jednak kolejne sezony były coraz słabsze, do tego na jaw wyszła skandaliczna afera związana z GP Singapuru 2008, w wyniku której z zespołu odeszli Flavio Briatore i Pat Symonds - a więc twórcy niedawnych sukcesów ekipy. Zniesmaczeni całą sprawą okazali się także główni sponsorzy teamu Renault - także oni opuścili stajnię. Jakby tego mało, niedługo po zawarciu kontraktu z Kubicą okazało się, że francuski producent może opuścić F1. Kubica znalazł się w ciężkiej sytuacji, jako że w międzyczasie inni kierowcy podpisali nowe kontrakty i pozostało niewiele wolnych miejsc, zwłaszcza w czołowych zespołach. Ostatecznie przyszłość Renault uratowała spółka Genii Capital, kupując od Francuzów sporą część udziałów. Mimo to ciężko było zupełnie optymistycznie patrzeć na przyszłość stajni z Enstone. 

Po kilku miesiącach i pierwszym tegorocznym Grand Prix jesteśmy już jednak o wiele mądrzejsi. Renault zbudowało przyzwoity samochód. W Bahrajnie z różnych powodów kierowcy zespołu nie byli w stanie pokazać pełnego potencjału bolidu R30, jednak zarówno w kwalifikacjach jak i niedzielnym wyścigu tempo było momentami naprawdę dobre. Oczywiście nie są w stanie walczyć o zwycięstwa czy nawet miejsca na podium. Są mocno w tyle za Ferrari i Red Bullem i nieco mniej za McLarenem oraz Mercedesem. Jednak już teraz mogą walczyć o punkty, co jest dla Kubicy postępem w porównaniu do sytuacji, w jakiej znalazł się z BMW Sauber w zeszłym sezonie. Tak naprawdę, ogólna sytuacja Roberta w zespole jest obecnie zupełnie inna i właśnie to cieszy oraz dobrze rokuje na przyszłość. 

Już jesienią Polak wydawał się być zadowolony z  faktu, że wybrał Renault. Napisałbym, że może potrafi robić dobrą minę do złej gry - jednak wiele jego wypowiedzi z czasów gdy jeździł w barwach BMW udowadnia, że nawet jeżeli potrafi, to nigdy tego nie robi. Jesienią Renault pozwoliło Robertowi na kilka startów w rajdach, co musiało mu się bardzo spodobać (i co nie było możliwe przed przeprowadzką do Enstone). Przede wszystkim jednak od razu było widać, że w nowym zespole panuje zupełnie inna atmosfera. Z wypowiedzi Kubicy wnioskować można, że Renault ma w sobie więcej ikry, ich ludzie mają ambicję i serce do ścigania przy mniejszej dawce korporacyjnego chłodu. Szybko wyszło też na jaw, że to Kubica ma być zdecydowanym numerem jeden jeśli chodzi o skład kierowców - optymistycznie nastawieni kibice i sami członkowie zespołu wydają się w nim wręcz widzieć naturalnego następce Fernando Alonso, który zamienił Enstone na Maranello. Renault dość późno zakontraktowało drugiego kierowcę. Witajil Pietrow to debiutant i to taki, który nigdy nie był wymieniany w mediach jako jeden z największych talentów nowego pokolenia. W Bahrajnie miał zaskakująco przyzwoite tempo wyścigowe, jednak przynajmniej na razie raczej nie będzie specjalnie konkurencyjny dla Roberta. Ma to swoje wady, bo zawsze dobrze jest być naciskanym przez kolegę z zespołu. Jednak z drugiej strony zespół będzie mógł poświęcić więcej uwagi Polakowi, co było nie do pomyślenia w BMW. Wracając do charakteru i ambicji Renault oraz nadal siłą rzeczy porównując do BMW - zespół ma zupełnie inny styl działania. Nie ma tu niemieckiego planu długoterminowego, szefowie zapowiadają raczej agresywny rozwój. Już do Australii (druga runda mistrzostw) zamierzają przywieźć poprawiony bolid.

Związek Kubicy z Renault miał swój trudny początek, jednak wydaje się wychodzić na prostą. Bolid jest przyzwoity, a zapowiadane poprawki mogą przybliżyć kierowców do miejsc w czołówce. Można w to uwierzyć, ponieważ akurat Renault w ostatnich latach pokazywało, że potrafią rozwijać bolid w trakcie sezonu (choćby świetna końcówka w 2008 roku). Atmosfera wewnątrz zespołu wydaje się być bardzo dobra, co jest przecież niezwykle ważne. Ostatnio jeden z niemieckich dziennikarzy sugerował w swoim felietonie, że Kubica humorami  i narzekaniem może zniszczyć Renault. Jednak nie oszukujmy się - tutaj można nazwać mnie typowym polskim kibicem "kubicomaniakiem", natomiast upierał się będę przy tym, że w BMW takie a nie inne zarządzanie zespołem było faktyczną przyczyną rzeczonych "humorów". A że Robert nie lubi owijania w bawełnę to zupełnie inna kwestia. 


Sezon 2010 to zupełnie nowy rozdział zarówno dla Renault jak i dla Kubicy. Zespól jest po dużych zmianach personalnych i administracyjnych. Zmieniły się nawet barwy, powrócono do "klasycznego" żółto-czarnego malowania z lat 70-tych. Kierowca z kolei znalazł się w zupełnie nowej dla siebie sytuacji. Jest mocno wspierany i chwalony przez zespół, który z drugiej strony pokłada w nim duże nadzieje. Ma szansę udowodnić, że faktycznie jest zawodnikiem z pierwszej ligi. Nieuniknione będą porównania z Alonso, którego wydaje się być naturalnym następcą. Co z tego wyjdzie - czas pokaże, ale na ten moment możemy zaryzykować większą dawkę optymizmu niż parę miesięcy temu.

poniedziałek, 15 marca 2010

Gulf Air Bahrain Grand Prix 2010 - podsumowanie

Tradycyjnie nowy sezon Formuły Jeden powinno otwierać Grand Prix Australii na torze Albert Park, jednak w tym roku, podobnie jak w 2006, pierwsza runda mistrzostw przeniesiona została do królestwa szejków, ropy naftowej i zakrytych dekoltów, a mianowicie Bahrajnu.

Mógłbym się pokusić o pełną relację, ale jako że to pierwszy wyścig sezonu, to już sam wstęp z zapowiedzią mogłyby urosnąć do niebotycznych rozmiarów. Dlatego też może podsumuje to grand prix wymieniając plusy i minusy, obejmujące zarówno wyścigowe stajnie i ich kierowców jak też kilka spraw technicznych (bo właśnie takie wyjaśnienia przedsezonowych zagadek i niewiadomych są po pierwszym grand prix najważniejsze). 

IN PLUS: Scuderia Ferrari. Sezon 2009 nie był udany w wykonaniu stajni spod znaku skaczącego konika. Udało im się zdobyć zaledwie jedno zwycięstwo, natomiast w klasyfikacji konstruktorów zajęli dopiero czwartą pozycję - tak nisko nie byli od sezonu 1993! Wydawało się, że to początek dłuższego kryzysu. Po 2006 roku z zespołu odeszli twórcy jego potęgi z początku XXI wieku - Jean Todt, Ross Brawn, Michael Schumacher. Stery przejęli nowi ludzie, z szefem Stefano Domenicalim na czele. Sezony 07-08 były w wykonaniu Ferrari bardzo dobre (oba tytuły w 07, walka o mistrzostwo do ostatniego wyścigu w 08). Nie była to jednak dominacja jak za czasów wyżej wymienionej trójcy, do tego brakowało niezawodności i wraz z kiepskimi osiągami w 2009 roku wszystko zaczynało pachnieć powrotem do stylu "włoskiej roboty". Trzeba jednak usprawiedliwić nieco chłopaków z Maranello - sezon 09 to nowe regulaminy, w które nie tylko im nie udało się trafić, podobne kłopoty z osiągami miał ich odwieczny rywal, McLaren-Mercedes. Natomiast obecnie, wraz z przyjściem Fernando Alonso w Ferrari najwyraźniej wstąpił nowy duch i bolid póki co prezentuje się znakomicie. Do tego wielką radość sprawił Felipe Massa, prezentując dobrą formę w pierwszym wyścigu od feralnego GP Węgier, po którym musiał pauzować do końca poprzedniego sezonu.

IN MINUS: Zakaz tankowania w czasie wyścigu. I nie chodzi o to, że największy pijak wśród kierowców i najlepszy kierowca wśród pijaków Kimi Räikkönen nie może pociągnąć z flaszki podczas pokonywania nużących go kolejnych okrążeń - jego i tak w F1 już nie ma (nad czym ja akurat mocno ubolewam - to w sumie można podać jako kolejny minus). Chodzi o to, że FIA po raz kolejny wpadła na pomysł mający poprawić widowisko - i po raz kolejny tylko widowisko pogorszyła. Wśród wielkich świata wyścigowego panują mieszane uczucia - wielu narzeka, że przepis zabija ściganie. Inni apelują żeby poczekać z osądami, bo to dopiero pierwszy wyścig i może to kwestia toru. Mimo wszystko jak było, każdy kto oglądał widział. Kierowcy zamiast się ścigać, wszyscy jechali tą samą taktyką - woleli oszczędzać opony aby nie zaistniała potrzeba dwukrotnej zmiany ogumienia. Gdy wolno było tankować w czasie wyścigu, zespoły miały różne taktyki - często ten, kto był dalej w kwalifikacjach miał ostatecznie więcej paliwa na początku i później w czasie wyścigu mógł niekiedy odrobić straty. Teraz wszyscy mają tę samą ilość paliwa zarówno w kwalifikacjach jak i w wyścigu, dlatego to właśnie sobotnia sesja jest teraz najważniejsza. Jeżeli nie pójdzie ci qual, możesz spróbować szczęścia i wykorzystać zamieszanie na pierwszym zakręcie wyścigu - chociaż jest to bardzo ryzykowne biorąc pod uwagę ogromne obciążenie bolidu paliwem mającym starczyć na cały wyścig. Później raczej nic nie zdziałasz - nie będziesz mógł cisnąć, bo jak już napisałem, trzeba dbać o opony. 

IN PLUS: Sebastian Vettel & Red Bull Racing. Ok, nie piszę o Webberze - nie pokazał wielkiej formy w porównaniu ze swoim młodym zespołowym kolegą. Ale czuję, że przy Vettelu każdy mógłby najeść się wstydu. Red Bull to bardzo sympatyczny zespół - systematyczny rozwój, zatrudnianie porządnej ekipy ze słynnym projektantem Adrianem Newey'em na czele i wreszcie wyniki. Świetny zeszły sezon mógł być przypadkiem - pisałem już o tym, że był nietypowy z racji ogromnych zmian regulaminowych. Jedni w nie trafili, inni nie bardzo. Teraz mamy już jednak pełnoprawny sezon i jak się okazuje, Red Bull znowu jest bardzo konkurencyjny. Sebastian po zwycięstwie w sobotniej sesji kwalifikacyjnej jechał w niedzielę po pewny triumf - i tylko awaria silnika sprawiła, że niestety musiał oddać prowadzenie Alonso. Stracił też kolejne miejsca na podium, ale mimo to jadąc uszkodzonym bolidem potrafił utrzymać się przed Rosbergiem i ukończyć wyścig na czwartym miejscu, zdobywając punkty, które mogą okazać się niezwykle istotne - bo na ten moment to jeden z dwóch-trzech faworytów do walki o mistrzowskie laury. 

IN MINUS: Nico Hulkenberg. Kolejny po Rosbergu młody Niemiec o imieniu Nico, który szansę debiutu w F1 otrzymuje w zespole Franka Williamsa. Co ciekawe, ten pierwszy Nico debiutował w 2006 roku, a więc też wtedy, gdy to Bahrajn był wyścigiem otwierającym mistrzostwa. Mimo to podczas gdy Rosberg w swoim pierwszym występie zdobył punkty i zaliczył nawet najszybsze okrążenie w wyścigu, debiut Hulkenberga bardziej przypominał wyczyny takich młodzieńców jak Nelson Piquet Jr. czy Romain Grosjean. Sporo błędów, w tym jeden dość poważny na początku wyścigu i ostatecznie miejsca daleko za kolegą z zespołu Rubensem Barrichello. Nie czepiałbym się Nico, ale jest to pewne zaskoczenie - on miał akurat świetne wyniki w niższych seriach, niektórzy uważają go wręcz za największy młody talent od wejścia Vettela do F1. Do tego z jego ust padło przed wyścigiem kilka buńczucznych zapowiedzi. Z drugiej strony wiadomo, że wyniki z tych niższych serii niekoniecznie przekładają się na sukcesy w samej Formule Jeden, choć być może Hulkenberga po prostu przytłoczył fakt debiutu i w następnych wyścigach pokaże już właściwą sobie klasę. Na pewno ma świetne warunki do rozwoju - przyzwoity bolid Williamsa i najbardziej doświadczonego kierowcę w historii F1 jako partnera zespołowego. 

IN PLUS: Lotus. Od momentu ogłoszenia wejścia do F1 mieli sześć miesięcy na zmontowanie zespołu i zbudowanie bolidu. W przeciwieństwie do innych nowych stajni, ukończyli wyścig (i to dowieźli do mety obydwa samochody) i notowali całkiem przyzwoite czasy. Szef zespołu Tony Fernandes był wniebowzięty i niektórzy obserwatorzy mogą nadal narzekać, że są za wolni jak na starty w najbardziej znanej wyścigowej serii, jednak widać, że w zespole jest radość, plan działania i solidne podstawy do rozwoju. Tak trzymać! 

IN MINUS: Komentatorzy Polsatu. Nie zwykłem krytykować panów Borowczyka i Kochańskiego, zwłaszcza Andrzej Borowczyk to postać i zasłużona dla polskiego motosportu i naprawdę świetny mówca (tak się wydaje, ale jednak komentowanie wyścigu i wszystkich pozostałych sesji to naprawdę nie lada wyzwanie). Widać jednak, że panowie muszą "wejść w sezon" podobnie jak niektóre zespoły i kierowcy, bo tym razem czasem brakowało generalnej orientacji w sytuacji na torze. Choć tu trzeba przyznać, że i realizatorowi wyścigu można by zarzucić parę wpadek, były momenty, w których pokazywał zdecydowanie nie to co trzeba. 

Pewnie mógłbym wymienić jeszcze kilka rzeczy - zaskakująco niezła postawa Renault (chociaż zabrakło trochę szczęścia i wyjechali z Bahrajnu bez punktów), "zaardzewiały" (jak sam o sobie powiedział) Michael Schumacher, awarie Saubera, pierwsze rozstrzygnięcia wewnętrznej walki w McLarenie... Zdecydowałem się jednak zatrzymać na dłużej przy tych najważniejszych wnioskach, może kilka rzeczy poruszę w następnych wpisach. A co dla Was było największym zaskoczeniem czy najważniejszym wnioskiem z GP Bahrajnu? Zapraszam do podzielenia się obserwacjami w komentarzach.

ERRATA: Wiedziałem, że o czymś istotnym zapomnę.

IN PLUS: Vitantonio Liuzzi. Kto by pomyślał, że zbudowane na gruzach upadłego Jordana/Midlanda/Spykera Force India, wykupione przez anonimowego w świecie sportu motorowego hinduskiego bogacza zrobi taki postęp? W zeszłym sezonie omal nie wygrali nawet wyścigu, a w tym też od początku trzymają fason. Bardzo cieszy mnie punktowane miejsce dla Liuzziego, który wreszcie powrócił do F1. Tonio to moim zdaniem duży talent - może nie taki jak Vettel czy Hamilton, ale to przyzwoity kierowca, który jednak szybko został zapomniany i nie dostał szansy na pokazanie swoich umiejętności (zresztą nie tylko on, także tacy faceci jak Klien i Davidson należą do grupy, która wg mnie zasługiwała na więcej szans).

Wstępniak

Witam serdecznie! 

Jeżeli trafiłeś tutaj już teraz, oznaczać to może, że jesteś jednym z moich znajomych lub zdarzyło Ci się zajrzeć na inny mój "serwis" na blogspocie. I być może przeczytałeś tam moje utyskiwania na tzw. blogi tematyczne. Mimo to kolejny raz się złamałem. Co mnie podkusiło? Otóż wyścig o Grand Prix Bahrajnu, rozpoczynający zmagania w nowym sezonie Formuły Jeden. Czy to oznacza, że zobaczyłem F1 po raz pierwszy? Bynajmniej nie, jednak po raz kolejny mogłem poczuć, jak bardzo uwielbiam ten sport. Jako człowiek bywam cynikiem, wyrosłem już z młodzieńczego zainteresowania każdym sportem jaki się młodemu chłopcu nawinie. Nie oglądam specjalnie spotkań piłkarskich, lekceważę magię siatkówki, obojętne są mi biegi narciarskie. Mimo to, królowa sportów motorowych jaką jest Formuła Jeden nadal budzi we mnie wszystkie te emocje, które towarzyszą faktycznym sportowym zapaleńcom. Może nie oglądam wyścigów od bardzo dawna, jednak w ciągu ostatnich pięciu sezonów opuściłem bodajże jedną czy dwie transmisje na żywo. Poza tymi dwoma wypadkami, co by się nie działo, zawsze zasiadam przed telewizorem i oglądam te kolorowe bolidy - nawet jeżeli wyścigi bywają nudniejsze i zamieniają się w te niedzielne procesje pokroju GP Europy 2008. 

Niniejszym "otwieram" tego bloga - w sieci znajdziecie już wiele podobnych, być może lepszych. Sam zrobiłem drobny "research" i przejrzałem kilka z nich. Nie przypadła mi do gustu formuła (sic!) wielu z nich. Autorzy podają tabele z wynikami wyścigów, wolnych sesji itd., notki przybierają formę relacji, notatek prasowych. Mi nie do końca o co chodzi. Oczywiście zamierzam podsumowywać wyścigi (nie wiem czy wszystkie, na pewno te o których jest co pisać), jednak od nieco innej strony. Chciałbym przedstawiać jakieś swoje własne poglądy, być może pisać na nieco większym luzie. Chodzi o to, że relację z wyścigu czy inne "suche" wiadomości możecie przeczytać na wielu profesjonalnych portalach (linki znajdziecie też tu u mnie). Sam, zwłaszcza przy moim lenistwie, nie miałbym szans konkurować z tymi właśnie serwisami, dla których pisze większa ilość osób. Mój blog ma mieć z założenia raczej bardziej "blogowy" charakter, chciałbym pisać o swoich odczuciach, komentować aktualności ze światka F1 a nie o nich informować. Zaznaczam też, że o ile siedzę w tym dość głęboko, o tyle nie jestem wielkim specjalistą - dlatego być może mój blog nie ukontentuje znawców, chociaż mam nadzieję, że każdy znajdzie tutaj coś ciekawego. 

Kolejny punkt wstępu i dalsze wyjaśnienie po co to wszystko... Otóż wiem, że mógłbym pisać na forach itd. Mimo to troszkę znudziła mi się taka forma publikowania poglądów. Posty przepadają w tłumie, często napracujesz się i napiszesz dłuższą wypowiedź, a w ramach odpowiedzi dostaniesz dwa słowa, do tego obrażające twoją osobę lub cnotę twojej matki. Wolę napisać tutaj, mieć w jednym miejscu zebrane swoje poglądy, zamiast przy każdej okazji tłumaczyć dlaczego piszę tak a nie inaczej. Dyskutować można w komentarzach - poprawiać moje błędy merytoryczne (a także stylistyczne;), nie zgadzać się, konfrontować opinię. Za każdy komentarz będę bardzo wdzięczny. Obrażać oczywiście też można, najwyżej usunę i tyle.

Także zapraszam do czytania i dodawania strony do zakładek Waszych przeglądarek.

Pozdrawiam,
Maciey T.