poniedziałek, 31 maja 2010

Gdzie "Randy Mandy" zbyt mocno się napaliła...


Sebastian Vettel przybywał do Turcji jako główny pretendent do wygrania z niepokonanym od dwóch grand prix zespołowym kolegą, Markiem Webberem. Ciężko było wyobrażać sobie, żeby ktokolwiek był w stanie pokonać Red Bulla na permanentnym, szybkim torze wyścigowym - zwłaszcza w sytuacji, w której nikt nie umiał dotrzymać im kroku nawet na krętych ulicach Monte Carlo, a najbliższym rywalem był Robert Kubica, którego bolid na "normalnych" torach spisywał się do tej pory o wiele gorzej od samochodów austriackiego zespołu.

Przed wyścigiem pojawiły się głosy, iż ostatnie przegrane Vettela z zespołowym kolegą spowodowane były "ciężkimi do określenia" problemami z podwoziem w bolidzie Niemca. Z tego powodu w Turcji Sebastian pojawił się z nowym samochodem, którego tym razem nazwał "Randy Mandy" ("Napalona Mandy"). Tym bardziej można było więc spodziewać się, że ten kierowca - cytując klasyka - tym razem "tanio skóry nie sprzeda".
 

Piątkowe treningi pokazały, że w ten weekend czołówkę peletonu ścigającego Red Bulla stanowić będą kierowcy McLarena. Ich doskonały "F-duct" dawał im sporą przewagę na prostych, a i pakiet jako całość zdawał się być sporo lepszy od najbliższych konkurentów - Mercedesa i Ferrari, a także Renault, które zgodnie z przewidywaniami nie wydawało się już tak szybkie jak w Monako. 

W sobotnich kwalifikacjach "hattricka" ustrzelił jednak Webber, zdobywając 3 pole position z rzędu (5 w karierze). "Randy Mandy" nie będzie wspominać tego debiutu najlepiej, podobnie jak "dosiadający jej" Vettel - w bolidzie doszło do usterki stabilizatora poprzecznego, co pozbawiło go szans na walkę o pierwsze pole startowe. Niemiec musiał zadowolić się trzecim miejscem. Zgodnie z przewidywaniami, obok kierowców Red Bulla w kwalifikacjach z dobrej strony pokazali się Hamilton (P2) i Button (P4). 

W niedzielę Webber po raz kolejny udowodnił, że jeżeli kiedykolwiek miewał problemy startując z wysokich pozycji, to ma je już za sobą. Bez problemu obronił pierwszą pozycję, za to na drugie miejsce wskoczył Vettel. Młodszy z kierowców Red Bulla szybko zobaczył jednak, że Hamilton nie jest kierowcą, który łatwo się poddaje - Brytyjczyk dość szybko odzyskał drugą pozycję. Także Button przegrał start i stracił pozycję na rzecz Schumachera - jednak szeroki tor w Turcji i jemu pozwolił na szybki kontratak, dzięki czemu nie musieliśmy oglądać powtórki z Hiszpanii.


Dalej działo się coś, czego dawno nie oglądaliśmy - czyli walkę o pierwsze miejsce w wyścigu. Nie doszło może do żadnego konkretnego ataku ze strony Hamiltona, jednak Lewis cały czas podążał tuż za Webberem, nie dając odjechać kierowcy Red Bulla. Trwało to aż do pierwszej zmiany opon - jako pierwszy zjechał Vettel, natomiast następnie w boksach równocześnie pojawili się Webber i Hamilton. Niestety ekipa McLarena miała drobny problem przy zmianie prawego tylnego koła, przez co Anglik stracił trochę czasu i powrócił na tor na trzeciej pozycji. Mimo to dalej naciskał, tym razem na Vettela, a tuż za nimi podążał Button.

Do decydujących rozstrzygnięć doszło jednak na okrążeniu numer 40. Kręcący od dwóch kółek czasy lepsze od Webbera Vettel zaatakował kolegę z zespołu na prostej przed 12 zakrętem. Sytuacja kontrowersyjna. Przód bolidu Niemca znajdował się już przed bolidem Australijczyka, jednak ten drugi utrzymał dotychczasowy tor jazdy. Wtedy Vettel postanowił mimo wszystko zjechać z dotychczasowej linii i dwa Red Bulle po prostu się zderzyły. Dotychczasowy lider wyścigu doznał uszkodzenia przedniego skrzydła, będąc dodatkowo zmuszonym do uciekania z toru przed wirującą "Randy Mandy" Vettela. Sytuację wykorzystali rzecz jasna kierowcy McLarena, stając się automatycznie głównymi faworytami do odniesienia podwójnego zwycięstwa. Jeżeli chodzi o Red Bulla - Webber wrócił na tor na trzecim miejscu po przymusowej wymianie skrzydła, natomiast Vettel pożegnał się z wyścigiem, standardowo okazując zdenerwowanie po opuszczeniu rozbitego bolidu.


Reszta stawki? Od początku wyścigu za plecami czołowej czwórki utworzył się wyścigowy "pociąg", któremu liderował Schumacher, a za nim jechali kolejno Rosberg, Kubica, Massa i Pietrow. Z tyłu stawki Sauber udowadniał, że przegonił Williamsa, a Force India jakby straciło dystans do Renault. 

Do bardzo widowiskowego pojedynku doszło na 48 okrążeniu. Szef McLarena Martin Whitmarsh musiał przeżywać chwile grozy, gdy Button dogonił a następnie koło w koło walczył z Hamiltonem. Aktualny mistrz świata wyprzedził nawet Lewisa na kilka chwil, ten jednak odgryzł się agresywnym atakiem w zakręcie numer 1. W przeciwieństwie do zawodników Red Bulla kierowcy McLarena nie narzekali na ten incydent, jednak wyraźnie widać było, iż doszło tam do lekkiego kontaktu - moim skromnym zdaniem Hamilton mimo wszystko troszkę przesadził, zmuszając Buttona do ucieczki na asfaltowe pobocze. Tak czy inaczej, kierowcy stajni z Woking dostali polecenie "oszczędzania paliwa i dbania i opony" czyli krótko mówiąc - było już po walce. 

Do kolejnego ostrego pojedynku doszło na okrążeniu 55. Jadącego bardzo solidny wyścig Pietrowa zaatakował Alonso - na tyle niefortunnie, iż zawadził o bolid Renault i Rosjanin musiał zjechać do boksu w celu wymiany pękniętej opony, co kosztowało go punkty. Na pocieszenie, po założeniu świeżych opon na moment przed zakończeniem wyścigu (czyli przy niemal pustym baku) debiutant w F1 wykręcił najlepszy czas okrążenia w wyścigu. Incydenty z udziałami Vettela i Pietrowa pozwoliły na zdobycie punktów Sutilowi i - po raz pierwszy w tym sezonie - Kobayashiemu.


Wyścig w Turcji przyniósł kilka ciekawych rozstrzygnięć - przede wszystkim wszystkie oczy zwrócone będą teraz na Red Bulla i to jak rozstrzygnie się walka pomiędzy ich kierowcami. Na padoku nie od dziś mówi się o tym, że jeżeli szefostwo teamu musiałoby wybierać, faworyzowanym kierowcą byłby raczej Vettel. Dowodem na to są ich reakcje po wczorajszych wydarzeniach - wydawało się wręcz, że Horner i Marko uważają, iż to Webber powinien "zostawić więcej miejsca" młodszemu koledze. Gdyby to Niemiec był szybszy od Australijczyka - nie byłoby problemu. Mark to rozsądny kierowca i na pewno umiałby pogodzić się z przegranymi, tak jak było to w zeszłym roku. Jednak zarazem ten doświadczony facet udowadnia, że nadal nad sobą pracuje i zaowocowało to tym, iż stał się po prostu szybszy od kolegi z zespołu - a to na pewno bardzo mocno drażni ambicje Vettela. Jest to tym większy problem, iż Red Bull, o ile nadal ma świetne tempo, o tyle może już zacząć obawiać się ofensywy ze strony McLarena. A brytyjski zespół udowodnił w niedzielę, że jest nie tylko coraz szybszy, ale ma też świetny duet kierowców - wg mnie najbardziej kompletny w całej stawce. Czasem wygrywa fantazja i agresja Hamiltona, czasem spokój i szybkość Buttona - jednak nawet gdy ten drugi wygrał dwa z czterech pierwszych wyścigów w tym sezonie (przy braku zwycięstw kolegi z zespołu), Lewis nie robił problemów i nie szukał wymówek. Button to nie Alonso i wydaje mi się, iż duet McLarena będzie w stanie udanie współpracować także w dalszej części sezonu... Następna runda za dwa tygodnie w Kanadzie.

Rezultat wyścigu o GP Turcji 2010:

1 L Hamilton (McLaren) 1h28m47,620
2 J Button (McLaren) +0:02,645
3 M Webber (Red Bull) +0:24,285
4 M Schumacher (Mercedes) +0:31,110
5 N Rosberg (Mercedes) +0:32,266
6 R Kubica (Renault) +0:32,824
7 F Massa (Ferrari) +0:36,635
8 F Alonso (Ferrari) +0:46,544
9 A Sutil (Force India) +0:49,029
10 K Kobayashi (Sauber) +1:05,650
11 P de la Rosa (Sauber) +1:05,944
12 J Alguersuari (Toro Rosso) +1:07,800
13 V Liuzzi (Force India) + 1 okr.
14 R Barrichello (Williams) + 1 okr.
15 W Pietrow (Renault) + 1 okr.
16 S Buemi (Toro Rosso) + 1 okr.
17 N Hulkenberg (Williams) + 1 okr.
18 T Glock (Virgin) + 3 okr.
19 L di Grassi (Virgin) + 3 okr.
20 K Chandhok (HRT) - ciśnienie paliwa
Niesklasyfikowani:
B Senna (HRT) - ciśnienie paliwa
S Vettel (Red Bull) - kolizja z Webberem
H Kovalainen (Lotus) - hydraulika
J Trulli (Lotus) - hydraulika

sobota, 22 maja 2010

"Echa" grand prix Monako.

Znamy już przyczynę wypadku Rubensa Barrichello, do którego doszło w nietypowym miejscu za zakrętem Sainte Devote. Od początku oczywistym było, że nie mógł to być błąd doświadczonego Brazylijczyka, tylko jakaś niedyspozycja samochodu. Faktycznie, w Williamsie "Rubinho" doszło do uszkodzenia zawieszenia - nie była to jednak wina wadliwej części, a... obluzowanej studzienki kanalizacyjnej, która uderzyła w tylne lewe koło bolidu FW32.

Dobra wiadomość dla mechanika zespołu McLaren, który zrujnował Jensonowi Buttonowi wyścig w Monaco. Szef ekipy z Woking Martin Whitmarsh powiedział, iż ten "zdruzgotany całym zajściem" facet nie straci posady. To dobrze, błędy zdarzają się każdemu. Inna sprawa, że cała sytuacja mogła chyba zostać załagodzona (choć rzadko w McLarenie) - wystarczyło ściągnąć Buttona do boksu po pierwszym okrążeniu, gdy na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa i zdjąć nieszczęsną osłonę z wlotu powietrza, przy okazji zmieniając opony. Przypadek Alonso udowodnił, że taka taktyka powinna przynieść trochę ważnych punktów. Na pocieszenie dla fanów Anglika i McLarena - Jenson wyłączył silnik na tyle szybko, iż prawdopodobnie nie doszło do żadnych uszkodzeń wynikających z przegrzania i jednostka będzie mogła zostać ponownie użyta w dalszej części sezonu.

Pojawił się i jak zwykle narobił zamieszania. Mowa oczywiście o Flavio Briatore. Były szef zespołów Renault i Benetton, który z F1 został jak wiadomo wykluczony w wyniku zeszłorocznej "crash-gate" do Monako przypłynął swoim jachtem Force Blue, na którego pokładzie gościł m.in. Berniego Ecclestone'a. Że zagrał na nosie ludziom chcącym utrzymać go z dala od wyścigów to jedno - ciekawe jest jednak to co stało się parę dni później. Jak się okazało, Force Blue został zarekwirowany przez włoską policję po pościgu motorówkami rodem z filmu sensacyjnego. Na pokładzie znajdowała się m.in. żona pana Briatore wraz z ich 2-miesięcznym synkiem - nie zastano tam natomiast samego Flavio. Powodem całego zajścia okazują się być oszustwa podatkowe (podawana kwota to 4,7 mln Euro!). Force Blue został zarejestrowany na Kajmanach, dzięki czemu może tankować bez podatku w portach Unii Europejskiej - o ile w ciągu następnych 8 godzin opuści wody UE (a czego, jak rozumiem - nie robił). 

UPDATE: Jako że w ostatnim punkcie odszedłem trochę od samych wyścigów, to na deser dodaję coś, co powinno zadowolić największych fanów wąskich uliczek Monte Carlo - okrążenie toru z Robertem Kubicą, które wykonał w Q3, czyli perfekcyjna jazda na limicie. 

czwartek, 20 maja 2010

Kolejny popis stewardów i FIA.

 
Nie myślałem, że kiedykolwiek będę bronił Michaela Schumachera jeżeli chodzi o jakiekolwiek zagrywki na tle regulaminu sportowego. Myślę jednak, że jego kara, którą otrzymał w GP Monaco była zdecydowanie niezasłużona, a stewardzi po raz kolejny się nie popisali. 

Jak wiadomo, Schumacher wyprzedził Alonso na ostatnich zakrętach przed metą, w momencie gdy samochód bezpieczeństwa zjechał z toru. Oczywiście, jak stanowi regulamin FIA (Artykuł 40.13): "jeśli wyścig kończy się za samochodem bezpieczeństwa, to zjedzie on do alei serwisowej na koniec ostatniego okrążenia i bolidy dojadą do flagi w szachownicę bez wyprzedzania". Czyli rację mają sędziowie. Jednak popatrzmy:

 

Może nie widać tego idealnie, ale wszyscy zainteresowani o tym mówili - gdy samochód bezpieczeństwa zjechał, wyścig kończył się nie przy żółtej, a zielonej fladze (choć akurat z technicznego punktu widzenia jest to w tym wypadku lampka;)! Czyli "ok, ciśniemy panowie!". Był to ewidentny błąd sędziów wyścigu, jednak nie powinni za to karać Schumachera - nawet jeżeli inne zespoły postanowiły być świętsze niż sam papież i poinformować kierowców o tym, że wyścig kończy się "pod safety carem" i nie mogą nikogo już zaatakować. 

Oczywiście całe moje rozumowanie opieram na zasadzie wziętej z kodeksu ruchu drogowego - czyli że znaki są ważniejsze od przepisów, patrząc na inne rzeczy dziejące się na torach F1 oczywistym jest, że właśnie tak to działa i kierowca widząc konkretną flagę (czy w obecnych czasach coraz częściej - lampkę) do niej właśnie się dostosowuje.

FIA zresztą pośrednio właśnie przyznała się do winy mówiąc, iż wprowadzone zostaną poprawki w regulaminie, gdyż faktycznie nie był on do tej pory zbyt jasny i nie określał jasno sytuacji takich jak ta, za którą karę dostał Schumacher. Krótko mówiąc, został on ukarany wg regulaminu, który jeszcze nie jest zatwierdzony. 
 
Dziwne są w tym sezonie wyroki sędziów i ktoś naprawdę powinien zająć się regulaminem  Przede wszystkim ustalić konkretne kary za konkretne przewinienia, bo teraz wszystko momentami nieładnie pachnie - zwłaszcza gdy Schumacher dostaje 20 sekund i 6 pozycji w plecy od pracującego w zespole sędziów Damona Hilla...

Gdzie Australijczyk niespodziewanie dobrze poczuł się w Europie... (część 2)


Firmy przewozowe na szczęście w większości przypadków stanęły na wysokości zadania i zespoły zdążyły przedostać się z Hiszpanii do Monako przed rozpoczęciem czwartkowych wolnych treningów (chociaż np. Williams zaczynał weekend z tylko jednym nowym tylnym skrzydłem, którym Barrichello wymieniał się z Hulkenbergiem...). 

W te kilka dni sporo się zmieniło, tym razem Mark Webber przyjeżdżał w roli zwycięzcy i można było się po nim spodziewać, że zaprezentuje się z dobrej strony na ulicach księstwa. Co bardzo miłe dla fanów nad Wisłą - za potencjalnego czarnego konia weekendu uważany był od początku Robert Kubica, co najważniejsze nie tylko przez polskie media. Oczywiście nikt nie mówił wprost o zwycięstwie, ale wiadomo było, że Polak może tutaj namieszać. 

Tymczasem w czwartek na torze nie rządził ani Webber, ani Vettel. Obie sesje treningowe zdominował Fernando Alonso i automatycznie stał się faworytem na sobotę i niedzielę. Słabo zaprezentował się z kolei McLaren - ich bolid wyraźnie ucierpiał na braku "kanału F", który z racji charakterystyki toru w Monte Carlo był zupełnie nieprzydatny. Zgodnie z przewidywaniami czasy w czołówce kręcił Kubica, w drugim treningu z dobrej strony zaprezentowali się kierowcy Mercedesa. 

Walka miała się jednak rozpocząć w sobotę - kwalifikacje są na tym torze tak ważne, iż od początku było wiadomo, że nie zabraknie dramaturgii. Ta jednak objawiła się jeszcze wcześniej tego samego dnia. Podczas trzeciego treningu niespodziewanie swój bolid rozbił Alonso. Niedługo po zakończeniu sesji okazało się, iż w tym wydawałoby się nie takim groźnym wypadku podwozie Ferrari zostało na tyle uszkodzone, iż konieczna jest jego wymiana. Jak mówi regulamin, wymiana podwozia owocuje wykluczeniem z sesji kwalifikacyjnej i co za tym idzie startem z pit lane. W tym momencie szanse Hiszpana na zwycięstwo zmalały do zera, za to jeszcze bardziej skoczyły akcje Kubicy, który swoim Renault wykręcił w trzecim treningu najlepszy czas (było to też najlepsze okrążenie weekendu jak do tej pory).

Zgodnie z przewidywaniami, w kwalifikacjach największym problemem był tłok na torze - chociaż najlepsi poradzili sobie w dwóch pierwszych częściach i co ciekawe, najbardziej kontrowersyjne sytuacje miały miejsce dopiero w Q3, gdy na torze mieliśmy już tylko 10 najszybszych kierowców (m. in. Button bardzo narzekał na bycie blokowanym przez Massę). Od początku walki w ostatnim bloku serca Polaków rozgrzewał robiący świetne czasy Kubica. Początkowo wydawało się, że nie będzie miał on konkurencji. Hamilton na oko wyglądał na jadącego cały czas na limicie, jednak jego strata do Krakowianina wynosiła cały czas około sekundy. Dopiero w końcówce sesji "pojawił się" Webber, który zszedł poniżej 1 minuty i 14 sekund, dzięki czemu zdobył pole position. Pierwszą trójkę uzupełnił Sebastian Vettel, który po raz kolejny był w cieniu swojego zespołowego partnera, a tym razem przegrał także z Kubicą.

Podobnie jak przed GP Hiszpanii, tak i teraz mówiło się o tym, że "może popadać" - i podobnie jak pod Barceloną, wyścig odbył się w całości na suchym torze przy ładnej pogodzie (ku uciesze m.in. osób obserwujących wyścig z jachtów, takich jak Flavio Briatore czy podobno nawet Kimi Raikkonen).

W tych warunkach start przebiegł spokojnie. Webber ruszył przyzwoicie, podczas gdy Kubica trochę się pospieszył i zamiast doskoczyć do Australijczyka, stracił pozycję na rzecz Vettela (a tuż przed pierwszym zakrętem wydawało się też, że może mieć kłopoty ze startującymi za nim Massą i Hamiltonem). Po wyścigu Polak przyznał, że nieco się "spalił", choć później pojawiły się głosy, iż gorszy start w jego wykonaniu był spowodowany jakimś problemem ze sprzęgłem. Tak czy inaczej, wszystko przebiegło spokojnie w pierwszym zakręcie - w czołówce nie było wielu przetasowań, jedynie Schumacher przeskoczył Rosberga, podczas gdy kilka pozycji stracił Button. Dla Anglika ogólnie nie był to najlepszy weekend, natomiast wyścig był zdecydowanie ogromnym gwoździem do trumny. Po kiepskim starcie jego McLaren dość szybko odmówił posłuszeństwa i z białym dymem wydobywającym się spod pokrywy silnika Jenson zakończył zmagania już na drugim okrążeniu, tracąc tym samym prowadzenie w klasyfikacji generalnej kierowców. Od razu wydawało mi się, że to dziwna sytuacja, bo w przeciwieństwie do sytuacji sprzed paru lat, jednostki Mercedesa nie są już specjalnie awaryjne. Okazało się, że faktycznie - nie była to żadna wadliwa część, a kuriozalny błąd jednego z mechaników, który... zapomniał zdjąć przed startem osłony z jednego z wlotów powietrza do chłodnicy, co poskutkowało przegrzaniem silnika.



Już jednak na okrążeniu startowym doszło do jednego z najważniejszych wydarzeń w wyścigu - przynajmniej dla Fernando Alonso. Gdzieś w zamieszaniu Nico Hulkenberg naderwał przednie skrzydło w swoim Williamsie - zespół najwyraźniej nie poinformował go o tym przez radio i młody Niemiec rozbił bolid w tunelu, tracąc kontrolę na szybkim łuku. Konieczny był wyjazd samochodu bezpieczeństwa, na co błyskawicznie zareagował zespół Ferrari - Alonso zjechał po komplet twardych opon (do wyścigu z pit lane wystartował na mieszance bardziej miękkiej) czym wypełnił regulaminowy obowiązek użycia w wyścigu dwóch różnych mieszanek. Następnie dogonił resztę stawki wlokącą się za SC i w tym momencie pomimo ostatniej pozycji znalazł się w świetnej sytuacji do zdobycia punktów (oczywiście przy założeniu, że jest w stanie zadbać o opony).

Od tej pory telewizyjni operatorzy skupili się właśnie na jeździe dwukrotnego mistrza świata, który musiał uporać się z kierowcami HRT, Virgin i Lotusa - podczas gdy z przodu stawki nie działo się zbyt wiele, co na tym torze jest dość oczywiste. Niespodziewanie największą przeszkodą dla Alonso stał się Luca di Grassi, który mimo dysponowania wolnym bolidem był w stanie utrzymać za sobą Ferrari przez dobre kilka okrążeń. Mimo to trzeba docenić Fernando, który nie próbował szarżować widząc, że di Grassi walczy z bolidem przez całe okrążenie i w każdej chwili może stracić kontrolę i doprowadzić do kolizji. Po wyprzedzeniu pozostałych kierowców z wyżej wymienionego grona oraz pierwszej rundzie postojów, Alonso był już tam gdzie powinien być zgodnie z planem, czyli tuż za Hamiltonem i "w punktach".

Wyścig w Monaco był interesujący ze względu na samą możliwość patrzenia, jak ci kierowcy walczą na każdym kółku, wykorzystują każdy centymetr toru i niekiedy wygląda to tak, jakby na każdym okrążeniu byli milimetry od zakończenia wyścigu na blaszanej barierze. Poza tym jak zwykle było kilka neutralizacji, restartów - jednak na ogół "nic się nie działo" (nie licząc tego o czym napisałem w poprzednim zdaniu, co dla mnie jest akurat na tym torze równie miłe dla oka co manewry wyprzedzania czy jakieś nieoczekiwane zwroty akcji).


Bohaterami wyścigu byli na pewno Webber, który po raz kolejny zdominował swojego wyżej cenionego, młodszego kolegę z zespołu, a także Robert Kubica, który zgodnie z przewidywaniami pokazał się w Monaco z fantastycznej strony, wyciskając z Renault wszystko co się dało i kończąc wyścig na podium. Myślę jednak, że należy docenić kierowców nowych zespołów - ich samochody na pewno prowadzą się o wiele ciężej niż bolidy czołowych zespołów, a mimo to także potrafili utrzymywać te pojazdy w ryzach, nawet jeżeli kończyli pechowo tak jak Karun Chandhok. Hindus był bliski ukończenia wyścigu, jednak na 70 okrążeniu został wyeliminowany przez Jarno Trullego (co mogło się skończyć bardzo źle, gdyż prowadzony przez Włocha Lotus niemalże przejechał po głowie kierowcy HRT). Była to już jednak końcówka wyścigu i Chandhok został sklasyfikowany na 14 miejscu, co jest naprawdę dobrym wynikiem.

Wyniki wyścigu o GP Monako 2010:

1 M Webber (Red Bull) 1h50m13,355
2 S Vettel (Red Bull) +0:00,448
3 R Kubica (Renault) +0:01,676
4 F Massa (Ferrari) +0:02,666
5 L Hamilton (McLaren) +0:04,363
6 F Alonso (Ferrari) +0:06,341
7 N Rosberg (Mercedes) +0:06,651
8 A Sutil (Force India) +0:06,970
9 V Liuzzi (Force India) +0:07,305
10 S Buemi (Toro Rosso) +0:08,199
11 J Alguersuari (Toro Rosso) +0:09,135
12 M Schumacher (Mercedes) +0:25,712*
13 W Pietrow (Renault) - zawieszenie
14 K Chandhok (HRT) - kolizja z Trullim
15 J Trulli (Lotus) - kolizja z Chandhokiem
Niesklasyfikowani:
H Kovalainen (Lotus) - układ kierowniczy
B Senna (HRT) - hydraulika
R Barrichello (Williams) - zawieszenie/wypadek
K Kobayashi (Sauber) - skrzynia biegów
L di Grassi (Virgin) - koło
T Glock (Virgin) - zawieszenie
P de la Rosa (Sauber) - silnik
J Button (McLaren) - przegrzanie silnika
N Hulkenberg (Williams) - mocowanie przedniego skrzydła/wypadek

* - kara doliczenia 20 sekund do końcowego wyniku za nieprawidłowe wyprzedzenie Alonso

Gdzie Australijczyk niespodziewanie dobrze poczuł się w Europie... (część 1)


Jako że otwierające europejską część sezonu wyścigi o Grand Prix Hiszpanii oraz Monaco odbyły się w zaledwie tygodniowym odstępie, postanowiłem podsumować je w jednej notce zbiorczej. 

Po raz kolejny użyję tego oklepanego hasła - sezon F1 rozpoczyna się w Europie. Zwłaszcza gdy między cztero-wyścigowym, azjatyckim preludium a powrotem na stary kontynent są aż trzy tygodnie przerwy - ale o tym pisałem w poprzedniej notce, zapowiadającej GP Hiszpanii, do której można zajrzeć w ramach wstępu. 

W owej notce nie pisałem jednak o tym kto jest moim faworytem - bo ciężko się było tego podejmować po kilku pierwszych rundach mistrzostw. Oczywiście - Red Bull, Ferrari, McLaren... Jednak ci pierwsi, o ile od początku sezonu pokazują bezkonkurencyjną prędkość, o tyle różnego rodzaju problemy na ogół eliminują ich z walki o zwycięstwa. Ferrari z kolei miało niezły początek, nawet jeżeli zwycięstwo Alonso w Bahrajnie było wynikiem jednego z wyżej wymienionych nieszczęść Red Bulla. Wydawało się , że czerwone bolidy dysponują dobrym tempem wyścigowym i mogą walczyć ze stajnią Mateschitza. Później jednak było już słabiej., włączając w to różne wpadki Alonso (np. falstart w Chinach) jak i  nie najlepszą dyspozycję Massy. Z kolei McLaren (niespodziewanie za sprawą Buttona a nie Hamlitona) azjatycki start sezonu zakończył z dwoma triumfami (w tyn dubletem w Chinach) i prowadzeniem w klasyfikacji kierowców - jednak zwycięstwa były bardziej wynikiem znakomitej postawy całej ekipy aniżeli czystej szybkości.

Piątkowe treningi na torze pod Barceloną stały pod znakiem świetnych czasów Red Bulla. Także Schumacher udanie rozpoczął weekend udowadniając, że odmieniony bolid Mercedesa (m.in. poszerzony został rozstaw osi) powinien bardziej mu pasować.


Jeżeli chodzi o kierowców Red Bulla, tempo zgodnie z przewidywaniami (oprócz pierwszego treningu) dyktował Vettel. Nikt raczej nie stawiał w ten weekend na jego zespołowego kolegę, zwłaszcza że Webber początku sezonu nie może zaliczyć do udanych (niewiele nazbieranych punktów, parę błędów, których kierowca ze ścisłej czołówki i z tym doświadczeniem nie powinien popełniać). Tymczasem to właśnie Australijczyk zdobył pole position, pokonując Vettela podczas kolejnej znakomitej soboty dla Red Bulla. Drugą linię zajęli Hamilton i Alonso - co miało zagwarantować dość interesujący wyścig, a przynajmniej jego start. Ci którzy czekali na jakiś wybuch formy Schumachera mogli być nieco zawiedzeni, chociaż tym razem 7-krotny mistrz świata po raz pierwszy znalazł się w Q3 przed Rosbergiem. Jak zwykle jedynym, który był w stanie nawiązać walkę z "wielką czwórką" (Red Bull, Ferrari, McLaren, Mercedes) był Robert Kubica, który w pokonanym polu zostawił choćby wciąż słabo dysponowanego Felipe Massę. Wyraźny postęp jeżeli chodzi o szybkość wykonał Sauber - Kobayashi wszedł nawet do finałowej części kwalifikacji,  notując lepszy czas od kierowców Force India, Williamsa czy Toro Rosso.

Kwalifikacje kwalifikacjami, jednak Webber nadal nie był murowanym faworytem do zwycięstwa. W końcu do trzech poprzednich wyścigów także startował z pierwszej linii (w tym raz z PP) - a nie wygrał w ani jednym z nich. Hiszpania, pomimo przewidywań synoptyków, przywitała nas w niedzielę słoneczną pogodą. Od razu było więc wiadomo, że wyścig nie będzie raczej obfitował w niesamowitą ilość zwrotów akcji, wyprzedzań czy kombinowania z mieszankami. Choć było parę momentów, o których warto wspomnieć. Sama postawa Webbera? To był doskonały weekend. Tym razem wszystko poszło dobrze na starcie - Vettel próbował dojść go już na starcie, jednak zdobywca pole position wiedział jak się obronić i nie dopuścił utraty pozycji. Nie ukrywam, że liczyłem na więcej walki za ich plecami, jednak najwyraźniej Alonso i Hamilton postanowili się uniknąć i pojechali dwoma zupełnie różnymi torami jazdy - pozostając w ostatecznym rozrachunku na tych samych pozycjach, podobnie jak Button i Schumacher. Więcej zamieszania narobił startujący z P7 Kubica - najpierw ostro walczył z atakującym go Rosbergiem, wypychając kierowcę Mercedesa z toru, a następnie zaliczył kontakt z Kobayashim, przez co spadł za Sutila i zaliczającego kolejny dobry wyścig młodego Alguersariego. Przy okazji Polak uszkodził nieznacznie przednie skrzydło - zachował się jednak ładnie, przepraszając kierowcę Saubera za kolizję i przyznając, że po prostu trochę przeszarżował i bolid wpadł w podsterowność.


Kierowcy Red Bulla prowadzili, choć niespodziewanie Vettel był w tym wyścigu tylko cieniem Webbera. Jedynym kierowcą będącym w stanie dotrzymać kroku tej dwójce był najwyraźniej powracający do siebie Lewis Hamilton. Wysiłek się opłacił i kierowca McLarena wskoczył na drugie miejsce po zmianie opon - sama sytuacja była dość interesująca, ogólnie w tym wyścigu kilkukrotnie rolę większą niż powinni odegrali zawodnicy dublowani, znajdujący się nie zawsze tam gdzie powinni. Tym razem na taki bolid natrafili właśnie Hamilton walczący z Vettelem - Brytyjczyk popisał się jednak świetnym manewrem, omijając przeszkodę i wracając na właściwy tor jazdy w tak przekonujący sposób, że Niemiec musiał salwować się ucieczką na pobocze. W innej sytuacji Felipe Massa nie był w stanie uniknąć drobnego kontaktu z dublowanym Karunm Chandhokiem, w wyniku którego w bolidzie Ferrari doszło do uszkodzenia przedniego skrzydła. Nie wiem czy wszyscy zwracają na to uwagę, ale rozmowy Brazylijczyka z jego wyścigowym inżynierem należą zwykle do bardziej zabawnych elementów wyścigu (wspomnijmy tylko osławione, malezyjskie "Felipe Baby, stay cool!"). Tym razem Massa zaczął się żalić właśnie na uszkodzone skrzydło, na co w odpowiedzi usłyszał, że przecież z uszkodzonym elementem notuje lepsze czasy.

Jeżeli chodzi o drugiego (a może właśnie na ten moment pierwszego) kierowcę Ferrari, to Alonso przez cały wyścig pewnie utrzymywał się na czwartej pozycji i raczej mógł powoli zacząć godzić się z faktem, że podium w jego domowym wyścigu może uciec mu sprzed nosa. Za jego plecami doszło z kolei do bardzo ciekawego pojedynku. Podczas rundy postojów Schumacher wyprzedził Buttona, jednak już chwilę później to Brytyjczyk prezentował lepsze tempo. Kierowca Mercedesa przez długi czas potrafił jednak bronić piątego miejsca (podobnie jak przed Hamiltonem w Malezji, jednak wtedy musiał w końcu uznać wyższość kierowcy McLarena). Pokazuje to po raz kolejny, że F1 nadal nie jest w stanie uporać się z problemem małej ilości bezpośredniej walki na torze - Button był momentami szybszy od Schumachera o 1,5 sekundy na okrążenie, co teoretycznie stanowi przepaść na tym poziomie, a mimo to nie był w stanie zyskać pozycji. Oczywiście wynika to także z charakterystyki toru o którym nie od dziś mówi się, że nie jest on przyjazny wyprzedzaniu - mimo to niemożność wyprzedzenia przy takiej różnicy w tempie daje do myślenia. Za plecami tej dwójki utrzymywał się w tym momencie Massa, a dalej Sutil i Kubica.


Fatalny wyścig jak i cały weekend zaliczył Nico Rosberg. Z całą oceną sytuacji w Mercedesie chciałbym się jeszcze chwilę wstrzymać, jednak to co zespół kierowany przez Rossa Brawna przygotował na wyścig w Hiszpanii na pewno było robione pod Schumachera. Co jest z jednej strony zrozumiałe, lecz z drugiej - jeżeli po czterech wyścigach mamy Rosberga na drugim miejscu w klasyfikacji generalnej i Schumachera gdzieś daleko w tyle, to chyba warto iść za ciosem. Najwyraźniej jednak stało się inaczej, Nico od początku weekendu nie rozumiał się z samochodem, przegrał z Schumim w kwalifikacjach, a w wyścigu było jeszcze gorzej. Doszedł jeszcze pech związany z problemem podczas pit stopu przez który młody Niemiec stracił bardzo dużo czasu i w rezultacie przez cały wyścig jechał gdzieś daleko z tyłu, kończąc zawody na 13 miejscu (po raz pierwszy bez punktów w tym sezonie, do tej pory był dwa razy piąty i dwa razy trzeci).


Kiedy wydawało się, że podział punktów jest już rozstrzygnięty, zaczęły dziać się rzeczy dziwne. Po raz kolejny jedną z głównych postaci tragicznych okazał się w tym przedstawieniu Vettel. W pewnym momencie wyjechał na pobocze, a niedługo później okazało się, iż ma problemy z hamulcami. Zespół zalecił mu wycofanie się z wyścigu - ambitny Niemiec postanowił jednak pozostać na torze i walcząc z samochodem dał sobie radę, tracąc jedynie jedną pozycję (na rzecz Alonso). Kolejnym pechowcem okazał się Hamilton, w którego bolidzie pękła opona i wyścig zamiast na drugim miejscu, zakończył na barierze. Początkowo wydawało się, że Lewis swoim zwyczajem zniszczył oponę poprzez agresywną jazdę - jednak McLaren utrzymuje, iż cała sytuacja spowodowana była problemami z felgą.

Gdy wszyscy skupiali się na tych nieszczęśliwych wydarzeniach, Webber pewnie przekroczył linię mety odnosząc pierwsze w tym sezonie zwycięstwo. Na drugim miejscu dojechał Alonso - to jego pierwsze podium od czasu zwycięstwa w inauguracyjnym Grand Prix Bahrajnu i nie da się ukryć, że i tym razem w osiągnięciu dobrego wyniku pomógł mu pech rywali. Wielkie brawa dla Vettela, któremu udało się dowieźć trzecią pozycję i nie stracić zbyt wielu punktów. Na dalszych pozycjach finiszowali Schumacher, Button, Massa, Sutil i Kubica. Punktowaną dziesiątkę zamknęli Barrichello i Alguersuari, który tak jak pisałem wcześniej zaliczył kolejny dobry wyścig - nawet pomimo otrzymania kary przejazdu przez boksy za spowodowanie kolizji z Chandhokiem.


Wyścig w Hiszpanii można zaliczyć do tych z gatunku "niedzielnej procesji", jednak z drugiej strony nie było to takie złe - mogliśmy zobaczyć formę poszczególnych zespołów w "normalnych" warunkach, a także poobserwować kondycję F1 jako takiej (sprawa z wyprzedzaniem chociażby).

Ostateczne wyniki GP Hiszpanii 2010:

1. M Webber (Red Bull) 1h35m44,101
2. F Alonso (Ferrari) +0:24,065
3. S Vettel (Red Bull) +0:51,338
4. M Schumacher (Mercedes) +1:02,195
5. J Button (McLaren) +1:03,728
6. F Massa (Ferrari) +1:05,767
7. A Sutil (Force India) +1:12,941
8. R Kubica (Renault) +1:13,677
9. R Barrichello (Williams) + 1 okrążenie
10. J Alguersuari (Toro Rosso) + 1 okr.
11. W Pietrow (Renault) + 1 okr.
12. K Kobayashi (Sauber) + 1 okr.
13. N Rosberg (Mercedes) + 1 okr.
14 L Hamilton (McLaren) - pęknięta opona/wypadek
15 V Liuzzi (Force India) - silnik
16 N Hulkenberg (Williams) + 2 okr.
17 J Trulli (Lotus) + 3 okr.
18 T Glock (Virgin) + 3 okr.
19 L di Grassi (Virgin) + 4 okr.
Niesklasyfikowani:
S Buemi (Toro Rosso) - hydraulika (42 okr.)
K Chandhok (HRT) - uszkodzenia po kolizji z Alguersuarim (27 okr.)
P de la Rosa (Sauber) - uszkodzenia po kolizji z Buemim (18 okr.)
B Senna (HRT) - wypadł z toru (0 okr.)
H Kovalainen (Lotus) - skrzynia biegów (nie wystartował)

sobota, 8 maja 2010

GP Hiszpanii - mała zapowiedź.

Było trochę przerwy pomiędzy wyścigami, pojawiła się nieplanowana przerwa w moim pisaniu tutaj. Tak czy inaczej, F1 powraca. Powrócić chce też Michael Schumacher, który jak sam mówi, w zmodyfikowanym bolidzie Mercedesa czuje się o wiele lepiej niż do tej pory. Świadczą o tym też niezłe czasy w piątek - jednak czy naprawdę tak będzie, zobaczymy już podczas kwalifikacji. 
 
Obserwowanie Schumachera podczas pierwszego europejskiego wyścigu od czasu jego powrotu do ścigania będzie niezwykle ciekawe, jednak to tylko jedna z niewiadomych hiszpańskiego Grand Prix. Wielu obserwatorów i samych uczestników zawodów twierdzi, że dopiero teraz wkraczamy w etap prawdziwej rywalizacji. Zespoły otrząsnęły się po pierwszych sukcesach i porażkach, wprowadziły większe lub mniejsze poprawki do swoich pakietów i teraz okaże się, kto wie jak rozwijać swój bolid - a kto ewentualnie zbudował konstrukcję, której nic już nie uratuje.

Dlatego też nietypowo nie miałbym nic przeciwko temu, aby wyścig odbył się na suchym torze. W deszczu zawsze dzieje się więcej, jednak jego brak pozwoli nam lepiej określić obecny układ sił w stawce. Piszę o sprawach pogody dlatego, że wbrew temu do czego Barcelona nas przyzwyczaiła, tym razem synoptycy przewidują, że "może popadać". Aha, słyszałem, że pojawił się nowy żart wśród meteorologów - "dałeś ciała jak synoptyk Ferrari"...