poniedziałek, 21 czerwca 2010

Two guys, one car.

Czyli nowa reklamówka Vodafone z udziałem kierowców McLarena składających własny bolid (model z 2008 roku - pewnie dlatego, że te sprzed zmian regulaminowych były o wiele bardziej twarzowe). W zasadzie jest to bardziej niezły filmik (można się uśmiechnąć) z wciśniętym logiem sponsora. 

Niżej wrzucam też doskonałą reklamówkę Mercedesa z 2007 roku (czyli jeszcze z Alonso, a także z gościem specjalnym;). 


sobota, 19 czerwca 2010

Iceman Raport #1

Bo w zasadzie dlaczego nie miałbym poświęcić więcej uwagi na tym blogu mojemu ulubionemu kierowcy? Nawet jeżeli z F1 ma on już niewiele wspólnego.

Erzberg Rodeo: Räikkönen vs. Błażusiak


Tadeusz "Taddy" Błażusiak to utytułowany polski motocyklista startujący w trailu i enduro, fabryczny zawodnik ekipy KTM. W tym roku po raz czwarty wygrał imprezę Erzberg Rodeo, która uważana jest przez wielu za najtrudniejszy off-roadowy wyścig na świecie. Jako że pojawia się tam Red Bull, nie może zabraknąć dodatkowych ciekawych atrakcji. Do takich zaliczyć możemy z pewnością indywidualne starcie na górze Erzberg pomiędzy Taddym a Kimim Räikkönenem. W pierwszy weekend czerwca Polak wystartował na specjalnie przygotowanym motocyklu KTM 530 EXC, podczas gdy mistrz świata Formuły 1 z sezonu 2007 do dyspozycji miał swojego rajdowego Citroëna C4 WRC. Już samo starcie to niezwykle fajna sprawa, więc tylko w ramach kronikarskiego obowiązku dodam, że ostatecznie wygrał "Iceman", a "Taddy" jako przegrany musiał umyć jego samochód.

Rally della Lanterna


Tydzień później juniorski zespół Citroëna w ramach treningu wystawił obie swoje załogi we włoskim Rally della Lanterna. Zgodnie z przewidywaniem francuskie samochody zdominowały zawody, jednak nie umniejsza to sukcesu Kimiego - zajął on drugie miejsce, przegrywając z Sebastianem Ogierem (zwycięzcą ostatniej rundy mistrzostw świata, rajdu Portugalii) o zaledwie 5,7 sekundy na dziewięciu odcinkach specjalnych (do ostatniego Fin liderował w rajdzie). Krótko mówiąc, wyraźnie widać progres jeżeli chodzi o jazdę Kimiego na rajdowych odcinkach. Już początek w mistrzostwach świata był bardzo przyzwoity, szybko przyszły pierwsze punkty - być może już w tym sezonie zdarzy mu się namieszać w czołówce, powalczyć o podium czy zdobyć pierwsze oesowe zwycięstwa.

Plotki dotyczące powrotu do F1

Wydawało się, że po tym jak Red Bull przedłużył kontrakt z Markiem Webber, ostatecznie zakończą się plotki dotyczące powrotu Räikkönena za kierownicę bolidu F1. Tymczasem ostatnie plotki łączą go z zespołem Renault. Wg włoskiego magazynu Autosprint, Gerard Lopez chciałby aby Kimi zastąpił Witajila Pietrowa i jeździł u boku Roberta Kubicy w przyszłym sezonie. Duet marzeń, aczkolwiek jest to mało prawdopodobna plotka - "Iceman" regularnie powtarza, że rajdy są ciekawsze, trudniejsze i lepiej czuje się w WRC, które stawia przed nim szereg nowych wyzwań.

Williams + Renault - czyżby powrót klasyków?

 
Coraz bardziej prawdopodobny jest powrót zespołu Franka Williamsa do korzystania z silników Renault!

W sezonie 2010, po całkowitym wycofaniu się Toyoty, bolidy stajni z Grove napędzane są jednostkami Coswortha, o których od początku mówiło się, że nie będą wystarczająco konkurencyjne. Tymczasem Renault nie ukrywa, że mógłby dostarczać swoje produkty do większej ilości zespołów (obecnie, oprócz stajni fabrycznej, z francuskich silników korzysta także Red Bull Racing). 

Dlaczego taki tytuł notki? Otóż Williams korzystał już kiedyś z silników Renault i były to najlepsze lata w historii tego utytułowanego zespołu. 
 
Współpraca między nimi rozpoczęła się w roku 1989. Williams zdominował Formułę 1 w sezonach 1986 (choć wtedy wygrał tylko mistrzostwo świata konstruktorów, wśród kierowców najlepszy był Prost w McLarenie) i 1987 (tu już oba tytuły dla Williamsa - mistrzostwo dla Piqueta), korzystając z jednostek napędowych Hondy - jednak wkrótce japoński producent opuścił zespół, co przyniosło fatalne wyniki w sezonie 1988. Już pierwszy sezon z silnikami Renault był jednak powrotem do formy - Williams zajął drugie miejsce w klasyfikacji konstruktorów. Prawdziwe sukcesy przyszły jednak nieco później - Williams-Renault zdobywał 5-krotnie mistrzostwo świata wśród konstruktorów (1992, 1993, 1994, 1996 i 1997) i 4-krotnie wśród kierowców (1992 - Mansell, 1993 - Prost, 1996 - Hill i 1997 - Villeneuve). 

Fajnie byłoby więc znów widzieć nazwę Williams-Renault, a być może będzie to też jakiś przełom dla tego zasłużonego brytyjskiego zespołu, który od czasu zakończenia współpracy z BMW radzi sobie bardzo przeciętnie i nie jest w stanie powrócić do czołówki.

"Silly season 2010" mocno ukrócony w przedbiegach.


To akurat (w pewnej mierze) wiadomości jeszcze z tygodnia poprzedzającego grand prix Kanady. Ferrari potwierdziło przedłużenie kontraktu z Felipe Massą (do 2012 roku - czyżby przewidywali, że następnie skończy się świat?) a Red Bull Racing z Markiem Webberem (do 2011).

Tym samym osoby lubujące się w plotkowaniu i gdybaniu straciły konkretną pożywkę. Dużo mówiło się o tym, że Massa spisuje się w tym sezonie słabo, a z kolei Webber i Red Bull są w konflikcie po wydarzeniach z wyścigu o grand prix Turcji (a także ich następstwach). Tym samym od razu pojawiły się głosy sugerujące, że Australijczyk miałby być od przyszłego sezonu partnerem Alonso w stajni z Maranello, podczas gdy w Red Bullu tym samym zwolniłoby się miejsce dla Kimiego Räikkönena. 

Zwłaszcza dla Red Bulla to kontraktowe posunięcie powinno przynieść bardzo dobry skutek - sytuacja i atmosfera z pewnością atmosfera w zespole i wokół niego była po grand prix Turcji dość niepewna. Co do Ferrari, dość szybko pojawiła się interesująca plotka, jakoby w nowym kontrakcie Massy miała znaleźć się tzw. "klauzula Barrichello" - czyli oficjalne pogodzenie się na piśmie z rolą kierowcy nr 2. Sam zainteresowany określił te rewelacje jako bzdurę - w gruncie rzeczy, co miał powiedzieć. Wydaje mi się jednak, iż faktycznie jest to mało prawdopodobne biorąc pod uwagę to jak charakternym gościem jest wicemistrz świata z 2008 roku.

Jeżeli chodzi o inne zespoły, to istotne mogą być słowa Michaela Schumachera, który powiedział, iż ten sezon traktuje teraz bardziej jako okres przejściowy, a walkę o najwyższe laury zamierza rozpocząć na nowo od roku 2011. Tym samym odpowiedział na plotki mówiące, iż 7-krotny mistrz świata jednak zrezygnuje z drugiego podejścia do F1 już po tym sezonie (przypomnijmy, że kontrakt z Mercedesem podpisał na 3 lata). 

Słowa Schumachera nie są dobrą wiadomością dla jego rodaka, Nicka Heidfelda. Obecny kierowca testowy i rezerwowy Mercedes GP bez wątpienia liczył na to, że w ten czy w inny sposób wróci do ścigania w sezonie 2011. 33-latek nie bierze jednak raczej pod uwagę startów w którymś ze słabszych zespołów, a jak ostatnio powiedział "miejsca w czołowych 5 zespołach są już zajęte". 

Usprawiedlwienie nieobecności (kolejne)

Ostatnia runda w sesji egzaminacyjnej, Mundial, finały NBA, koncert wielkiej czwórki thrash metalu w Polsce - to wszystko sprawiło, że na kilka dni nieco wypadłem z tematu i na blogu nie pojawiło się m.in. podsumowanie GP Kanady. Prawda jest jednak taka, że wyścig ten był na tyle doskonały, iż i tak ciężko byłoby go opisać słowami - to trzeba było zobaczyć, dlatego jak ktoś nie widział to choćby zajrzeć na torrenty (najlepiej relację z brytyjskiej TV sobie "pożyczyć").


Po tych paru ciężkich dniach powracam jednak "do siebie" i w najbliższym czasie powinno pojawić się kilka notek dotyczących ostatnich wydarzeń dotyczących F1 i okolic.

sobota, 12 czerwca 2010

Sobota dla Hamiltona

Lewis Hamilton z McLarena wystartuje z pole position do jutrzejszego wyścigu o Grand Prix Kanady. W sobotniej sesji kwalifikacyjnej Brytyjczyk pokonał kierowców Red Bull Racing, Marka Webbera i Sebastiana Vettela. To pierwszy weekend w tym roku, kiedy w sobotę wygrywa ktoś spoza tej dwójki. Robert Kubica zajął ósme miejsce.

Sesja kwalifikacyjna na torze w Montrealu przebiegła bez żadnych zakłóceń. Po pierwszej części czasówki z rywalizacją pożegnali się zgodnie z przewidywaniami kierowcy trzech najsłabszych zespołów F1, Lotusa, Virgin i HRT, a także Kamuyi Kobayashi z Saubera. 

Bardzo ciekawie wyglądała walka w drugim bloku. Kiedy wydawało się, że do finałowej części rywalizacji "tradycyjnie" wejdą kierowcy czterech najlepszych zespołów tego sezonu (Red Bulla, McLarena, Ferrari i Mercedesa) oraz Robert Kubica i Adrian Sutil, do walki włączył się zespołowy partner tego ostatniego, Vitantonio Liuzzi. Wykręcił 9 czas, wypychając z premiowanej dziesiątki Michaela Schumachera. Niemiec szybko poprawił swój czas i wrócił na dziesiąte miejsce kosztem aktualnego mistrza świata, Jensona Buttona. Button i Liuzzi byli w stanie pojechać jeszcze trochę szybciej i wyprzedzić Niemca, który w tym momencie ponownie był jedenasty, lecz mógł zrobić jeszcze jedno szybkie kółko. Gdyby mu się udało, z dalszą rywalizacją pożegnałby się Felipe Massa - 7-krotny mistrz świata popełnił jednak błąd i kwalifikacje zakończył na trzynastej pozycji, gdyż na koniec Q2 wyprzedzili go także kierowcy Williamsa. 

Zarówno w pierwszej jak i w drugiej części czasówki fantastyczne czasy kręcił Lewis Hamilton, dzięki czemu przed Q3 wydawał się być jedynym kandydatem do walki z zawodnikami Red Bulla. Jednak pod koniec ostatniego bloku kwalifikacji wydawało się, że czwarte pole position z rzędu może zdobyć Mark Webber, który wykręcił najlepszy czas, podczas gdy Hamilton był na swoim przedostatnim okrążeniu aż półtorej sekundy wolniejszy od Australijczyka. Jednak na sam koniec zawodnik McLarena przejechał doskonałe kółko i to on wystartuje jutro z pierwszego pola. W cieniu walki o najwyższe pozycje, cichym bohaterem okazał się wspomniany wyżej Tonio Liuzzi z Force India, który zajął doskonałe szóste miejsce.

Jutrzejszy wyścig zapowiada się bardzo ciekawie, a najszybszy w kwalifikacjach Hamilton (który na trzy starty w Kanadzie trzy razy zdobył pole position) wcale nie jest pewnym faworytem do zwycięstwa - wiele zależało będzie od opon i warto zauważyć, że zawodnik McLarena ścigał się dziś na bardziej miękkiej, teoretycznie szybszej mieszance, podczas gdy Webber i Vettel w Q3 jechali na twardszych oponach, co ma dać przewagę w niedzielę.

Łączny wynik kwalifikacji:

1 L Hamilton (McLaren) 1:15:105
2 M Webber (Red Bull) 1:15:373
3 S Vettel (Red Bull) 1:15:420
4 F Alonso (Ferrari) 1:15:435
5 J Button (McLaren) 1:15:520
6 V Liuzzi (Force India) 1:15:648
7 F Massa (Ferrari) 1:15:688
8 R Kubica (Renault) 1:15:715
9 A Sutil (Force India) 1:15:881
10 N Rosberg (Mercedes) 1:16:071
------
11 R Barrichello (Williams)
12 N Hulkenberg (Williams)
13 M Schumacher (Mercedes)
14 W Pietrow (Renault)
15 S Buemi (Toro Rosso)
16 J Alguersuari (Toro Rosso)
17 P de la Rosa (Sauber)
------
18 K Kobayashi (Sauber)
19 H Kovalainen (Lotus)
20 J Trulli (Lotus)
21 T Glock (Virgin)
22 B Senna (HRT)
23 L di Grassi (Virgin)
24 K Chandhok (HRT)

wtorek, 1 czerwca 2010

Alonso w Ferrari - pierwsze refleksje.


Gdy w niedzielę wszyscy zwracali uwagę na walkę o zwycięstwo pomiędzy kierowcami Red Bulla i McLarena, gdzieś w środku stawki o punkty walczyli zawodnicy Ferrari - Felipe Massa i Fernando Alonso. Grand Prix Turcji było jubileuszowym, 800-setnym wyścigiem w Formule 1 dla stajni z Maranello - niestety nieudanym.

Nie chcę rozpisywać się w tym momencie na temat postawy Massy, ku temu będzie na pewno okazja (zapewne niebawem, gdy Felipe złoży podpis pod nowym kontraktem z włoską ekipą) - wydaje mi się, że generalnie Brazylijczyk jeździ na tyle, na ile pozwala bolid. Niestety okazało się, że problemy sprawia mu jazda na twardszej mieszance opon Bridgestone - mimo to w dwóch pierwszych grand prix, gdy Ferrari było bardziej konkurencyjne niż obecnie, dwa razy stał na podium. 

A kolega z zespołu? Po związku Alonso z Ferrari spodziewano się bardzo wiele. Niech świadczy o tym fakt, że choć mógł spokojnie podpisać z zespołem kontrakt na 2011 rok, ściągnięto go już rok wcześniej, tym samym wyrzucając z zespołu Kimiego Raikkonena (który w 2007 roku zdobył dla Scuderii pierwsze od 2004 roku i jak do tej pory ostatnie mistrzostwo świata kierowców).
 

Hiszpan jest jedną z największych gwiazd F1 XXI wieku. To on przełamał wielką dominację Ferrari i Michaela Schumachera, zdobywając dla Renault tytuły w latach 2005-06. Udowodnił, że jest kierowcą szybkim, dużo mówiło się też o jego zdolnościach przywódczych i umiejętności współpracy z inżynierami w celu ulepszania bolidu. Już na początku 2006 roku ogłosił, że począwszy od sezonu 2007 będzie jeździł w barwach McLaren-Mercedes. Jeżeli dodać do tego fakt, iż późnym latem 2006 Schumacher ogłosił zakończenie kariery, wydawało się, że dominacja Alonso może być kontynuowana.

Początek przygody z McLarenem był młynem na wodę dla fanów Hiszpana, zwłaszcza tych reklamujących go, jako świetnego kierowcę-inżyniera. Bolid stajni z Woking okazał się dużo szybszy niż jego poprzednik z 2006 roku, a także mniej awaryjny niż model z sezonu 2005. Dalej nie było jednak tak różowo. Partnerem Alonso został debiutujący w F1 Lewis Hamilton - wydawało się, iż młody Anglik będzie jedynie pomagierem bicampeona, tymczasem obaj kierowcy walczyli ze sobą na noże przez cały sezon.


Ostatecznie obrażony Hiszpan wrócił do Renault na sezony 2008 i 2009. Nie da się ukryć, że były to lata chude, jako że francuskiej stajni daleko było do osiągów z mistrzowskich sezonów 05-06 - nawet świetna końcówka 2008 roku odbiła się czkawką, gdy okazało się, że jedno z dwóch ówczesnych zwycięstw Alonso zostało ustawione przez zespół.

Wracamy do punktu wyjścia. Alonso w Ferrari. Od początku testów wszystko wyglądało dobrze. F10 okazał się bolidem niezawodnym, a do tego prawdopodobnie szybkim. W otwierającym sezon 2010 Grand Prix Bahrajnu Alonso odniósł zwycięstwo po tym, jak z rywalizacji wycofać musiał się jadący na prowadzeniu Sebastian Vettel. Bolid Scuderii wydawał się naprawdę mocny - wolniejszy od Red Bulla w kwalifikacjach, jednak, jak uważali sami członkowie Ferrari, lepiej spisujący się na długim dystansie. W Australii Fernando był jednym z faworytów - jednak już na pierwszym zakręcie zamknął drogę Buttonowi co zakończyło się kolizją, w wyniku której Hiszpan wylądował na ostatnim miejscu. Odrabianie strat szło mu bardzo dobrze i wyścig zakończył na czwartej pozycji.

Od tego momentu problemy spotykały Alonso niemal w każdym wyścigu. W Malezji podwójnie sprawę załatwiło Ferrari - najpierw zatrzymali obu kierowców w boksach w Q1, aż w końcu rozpadał się deszcz i nie było już szans na wykręcenie konkurencyjnych czasów. W wyścigu na Fernando czekała awaria silnika. Dalej mieliśmy m.in. falstart w Chinach, bezsensowny wypadek w Monako i ostatni weekend w Turcji, gdzie brakowało po prostu prędkości, bo jak inaczej wytłumaczyć P12 w kwalifikacjach (przy P8 Massy)? Na pocieszenie Alonso zajął drugie miejsce w Hiszpanii - gdzie po raz kolejny był przed Vettelem po awarii w bolidzie tego drugiego. Piszę o tym, ponieważ rozbawiła mnie ostatnia wypowiedź Hiszpana, w której uważa on, że "nie jest źle, bo jesteśmy w generalce punkt przed Vettelem"... Trochę przypomina mi to wypowiedzi Juana Pablo Montoyi, który cieszył się swego czasu z pokonania Raikkonena w kwalifikacjach, nie zważając na to, że ten drugi miał awarię.


Zdaję sobie sprawę z tego, że notka może mieć nieco negatywny wydźwięk - być może po części dlatego, że jestem fanem Raikkonena i nadal ubolewam nad tym jak postąpiło w stosunku do niego Ferrari. Teraz widać, że ani Fernando wcale nie jeździ bezbłędnie, ani też Ferrari nie stało się nagle lepszym zespołem (Kimiemu zarzucano, że nie potrafi być liderem i nie pomaga przy ulepszaniu bolidu - choć czytałem swego czasu wypowiedź inżyniera z Maranello, który zdradził, że wbrew pozorom Fin potrafi dostarczać informacje równie cenne jak swego czasu Schumacher). Oczywiście, nie jesteśmy nawet na półmetku sezonu i Hiszpan ma czas by wziąć się w garść. Nie jest nawet powiedziane, czy Alonso faktycznie nie zostanie "nowym Schumacherem" i w przeciągu kilku lat nie zbuduje tam wokół siebie konkretnej ekipy, zdolnej do nowej dominacji w F1. Na pewno jednak powinni mocno skupić się na rozwoju, gdyż w ostatnim grand prix okazali się dopiero piątą siłą (za Red Bullem, McLarenem, Mercedesem i nawet Renault). Zarówno zespół jak i kierowca byli przyzwyczajeni do sukcesów, lecz  od jakiegoś czasu znajdują się w sytuacji, w której to oni muszą gonić czołówkę. Wszystko zależy od nich samych, mają zasoby, mają budżet, mają największe w stawce doświadczenie w zwyciężaniu (mowa o stajni, choć i Fernando przecież wygrywał już nie raz). Trzeba jednak po prostu zwrócić uwagę na to, że sam mit Ferrari, nawet w połączeniu z mitem Alonso nie wystarczy aby zwyciężać. Choć niektórzy zdawali się od początku myśleć właśnie w ten sposób...

poniedziałek, 31 maja 2010

Gdzie "Randy Mandy" zbyt mocno się napaliła...


Sebastian Vettel przybywał do Turcji jako główny pretendent do wygrania z niepokonanym od dwóch grand prix zespołowym kolegą, Markiem Webberem. Ciężko było wyobrażać sobie, żeby ktokolwiek był w stanie pokonać Red Bulla na permanentnym, szybkim torze wyścigowym - zwłaszcza w sytuacji, w której nikt nie umiał dotrzymać im kroku nawet na krętych ulicach Monte Carlo, a najbliższym rywalem był Robert Kubica, którego bolid na "normalnych" torach spisywał się do tej pory o wiele gorzej od samochodów austriackiego zespołu.

Przed wyścigiem pojawiły się głosy, iż ostatnie przegrane Vettela z zespołowym kolegą spowodowane były "ciężkimi do określenia" problemami z podwoziem w bolidzie Niemca. Z tego powodu w Turcji Sebastian pojawił się z nowym samochodem, którego tym razem nazwał "Randy Mandy" ("Napalona Mandy"). Tym bardziej można było więc spodziewać się, że ten kierowca - cytując klasyka - tym razem "tanio skóry nie sprzeda".
 

Piątkowe treningi pokazały, że w ten weekend czołówkę peletonu ścigającego Red Bulla stanowić będą kierowcy McLarena. Ich doskonały "F-duct" dawał im sporą przewagę na prostych, a i pakiet jako całość zdawał się być sporo lepszy od najbliższych konkurentów - Mercedesa i Ferrari, a także Renault, które zgodnie z przewidywaniami nie wydawało się już tak szybkie jak w Monako. 

W sobotnich kwalifikacjach "hattricka" ustrzelił jednak Webber, zdobywając 3 pole position z rzędu (5 w karierze). "Randy Mandy" nie będzie wspominać tego debiutu najlepiej, podobnie jak "dosiadający jej" Vettel - w bolidzie doszło do usterki stabilizatora poprzecznego, co pozbawiło go szans na walkę o pierwsze pole startowe. Niemiec musiał zadowolić się trzecim miejscem. Zgodnie z przewidywaniami, obok kierowców Red Bulla w kwalifikacjach z dobrej strony pokazali się Hamilton (P2) i Button (P4). 

W niedzielę Webber po raz kolejny udowodnił, że jeżeli kiedykolwiek miewał problemy startując z wysokich pozycji, to ma je już za sobą. Bez problemu obronił pierwszą pozycję, za to na drugie miejsce wskoczył Vettel. Młodszy z kierowców Red Bulla szybko zobaczył jednak, że Hamilton nie jest kierowcą, który łatwo się poddaje - Brytyjczyk dość szybko odzyskał drugą pozycję. Także Button przegrał start i stracił pozycję na rzecz Schumachera - jednak szeroki tor w Turcji i jemu pozwolił na szybki kontratak, dzięki czemu nie musieliśmy oglądać powtórki z Hiszpanii.


Dalej działo się coś, czego dawno nie oglądaliśmy - czyli walkę o pierwsze miejsce w wyścigu. Nie doszło może do żadnego konkretnego ataku ze strony Hamiltona, jednak Lewis cały czas podążał tuż za Webberem, nie dając odjechać kierowcy Red Bulla. Trwało to aż do pierwszej zmiany opon - jako pierwszy zjechał Vettel, natomiast następnie w boksach równocześnie pojawili się Webber i Hamilton. Niestety ekipa McLarena miała drobny problem przy zmianie prawego tylnego koła, przez co Anglik stracił trochę czasu i powrócił na tor na trzeciej pozycji. Mimo to dalej naciskał, tym razem na Vettela, a tuż za nimi podążał Button.

Do decydujących rozstrzygnięć doszło jednak na okrążeniu numer 40. Kręcący od dwóch kółek czasy lepsze od Webbera Vettel zaatakował kolegę z zespołu na prostej przed 12 zakrętem. Sytuacja kontrowersyjna. Przód bolidu Niemca znajdował się już przed bolidem Australijczyka, jednak ten drugi utrzymał dotychczasowy tor jazdy. Wtedy Vettel postanowił mimo wszystko zjechać z dotychczasowej linii i dwa Red Bulle po prostu się zderzyły. Dotychczasowy lider wyścigu doznał uszkodzenia przedniego skrzydła, będąc dodatkowo zmuszonym do uciekania z toru przed wirującą "Randy Mandy" Vettela. Sytuację wykorzystali rzecz jasna kierowcy McLarena, stając się automatycznie głównymi faworytami do odniesienia podwójnego zwycięstwa. Jeżeli chodzi o Red Bulla - Webber wrócił na tor na trzecim miejscu po przymusowej wymianie skrzydła, natomiast Vettel pożegnał się z wyścigiem, standardowo okazując zdenerwowanie po opuszczeniu rozbitego bolidu.


Reszta stawki? Od początku wyścigu za plecami czołowej czwórki utworzył się wyścigowy "pociąg", któremu liderował Schumacher, a za nim jechali kolejno Rosberg, Kubica, Massa i Pietrow. Z tyłu stawki Sauber udowadniał, że przegonił Williamsa, a Force India jakby straciło dystans do Renault. 

Do bardzo widowiskowego pojedynku doszło na 48 okrążeniu. Szef McLarena Martin Whitmarsh musiał przeżywać chwile grozy, gdy Button dogonił a następnie koło w koło walczył z Hamiltonem. Aktualny mistrz świata wyprzedził nawet Lewisa na kilka chwil, ten jednak odgryzł się agresywnym atakiem w zakręcie numer 1. W przeciwieństwie do zawodników Red Bulla kierowcy McLarena nie narzekali na ten incydent, jednak wyraźnie widać było, iż doszło tam do lekkiego kontaktu - moim skromnym zdaniem Hamilton mimo wszystko troszkę przesadził, zmuszając Buttona do ucieczki na asfaltowe pobocze. Tak czy inaczej, kierowcy stajni z Woking dostali polecenie "oszczędzania paliwa i dbania i opony" czyli krótko mówiąc - było już po walce. 

Do kolejnego ostrego pojedynku doszło na okrążeniu 55. Jadącego bardzo solidny wyścig Pietrowa zaatakował Alonso - na tyle niefortunnie, iż zawadził o bolid Renault i Rosjanin musiał zjechać do boksu w celu wymiany pękniętej opony, co kosztowało go punkty. Na pocieszenie, po założeniu świeżych opon na moment przed zakończeniem wyścigu (czyli przy niemal pustym baku) debiutant w F1 wykręcił najlepszy czas okrążenia w wyścigu. Incydenty z udziałami Vettela i Pietrowa pozwoliły na zdobycie punktów Sutilowi i - po raz pierwszy w tym sezonie - Kobayashiemu.


Wyścig w Turcji przyniósł kilka ciekawych rozstrzygnięć - przede wszystkim wszystkie oczy zwrócone będą teraz na Red Bulla i to jak rozstrzygnie się walka pomiędzy ich kierowcami. Na padoku nie od dziś mówi się o tym, że jeżeli szefostwo teamu musiałoby wybierać, faworyzowanym kierowcą byłby raczej Vettel. Dowodem na to są ich reakcje po wczorajszych wydarzeniach - wydawało się wręcz, że Horner i Marko uważają, iż to Webber powinien "zostawić więcej miejsca" młodszemu koledze. Gdyby to Niemiec był szybszy od Australijczyka - nie byłoby problemu. Mark to rozsądny kierowca i na pewno umiałby pogodzić się z przegranymi, tak jak było to w zeszłym roku. Jednak zarazem ten doświadczony facet udowadnia, że nadal nad sobą pracuje i zaowocowało to tym, iż stał się po prostu szybszy od kolegi z zespołu - a to na pewno bardzo mocno drażni ambicje Vettela. Jest to tym większy problem, iż Red Bull, o ile nadal ma świetne tempo, o tyle może już zacząć obawiać się ofensywy ze strony McLarena. A brytyjski zespół udowodnił w niedzielę, że jest nie tylko coraz szybszy, ale ma też świetny duet kierowców - wg mnie najbardziej kompletny w całej stawce. Czasem wygrywa fantazja i agresja Hamiltona, czasem spokój i szybkość Buttona - jednak nawet gdy ten drugi wygrał dwa z czterech pierwszych wyścigów w tym sezonie (przy braku zwycięstw kolegi z zespołu), Lewis nie robił problemów i nie szukał wymówek. Button to nie Alonso i wydaje mi się, iż duet McLarena będzie w stanie udanie współpracować także w dalszej części sezonu... Następna runda za dwa tygodnie w Kanadzie.

Rezultat wyścigu o GP Turcji 2010:

1 L Hamilton (McLaren) 1h28m47,620
2 J Button (McLaren) +0:02,645
3 M Webber (Red Bull) +0:24,285
4 M Schumacher (Mercedes) +0:31,110
5 N Rosberg (Mercedes) +0:32,266
6 R Kubica (Renault) +0:32,824
7 F Massa (Ferrari) +0:36,635
8 F Alonso (Ferrari) +0:46,544
9 A Sutil (Force India) +0:49,029
10 K Kobayashi (Sauber) +1:05,650
11 P de la Rosa (Sauber) +1:05,944
12 J Alguersuari (Toro Rosso) +1:07,800
13 V Liuzzi (Force India) + 1 okr.
14 R Barrichello (Williams) + 1 okr.
15 W Pietrow (Renault) + 1 okr.
16 S Buemi (Toro Rosso) + 1 okr.
17 N Hulkenberg (Williams) + 1 okr.
18 T Glock (Virgin) + 3 okr.
19 L di Grassi (Virgin) + 3 okr.
20 K Chandhok (HRT) - ciśnienie paliwa
Niesklasyfikowani:
B Senna (HRT) - ciśnienie paliwa
S Vettel (Red Bull) - kolizja z Webberem
H Kovalainen (Lotus) - hydraulika
J Trulli (Lotus) - hydraulika

sobota, 22 maja 2010

"Echa" grand prix Monako.

Znamy już przyczynę wypadku Rubensa Barrichello, do którego doszło w nietypowym miejscu za zakrętem Sainte Devote. Od początku oczywistym było, że nie mógł to być błąd doświadczonego Brazylijczyka, tylko jakaś niedyspozycja samochodu. Faktycznie, w Williamsie "Rubinho" doszło do uszkodzenia zawieszenia - nie była to jednak wina wadliwej części, a... obluzowanej studzienki kanalizacyjnej, która uderzyła w tylne lewe koło bolidu FW32.

Dobra wiadomość dla mechanika zespołu McLaren, który zrujnował Jensonowi Buttonowi wyścig w Monaco. Szef ekipy z Woking Martin Whitmarsh powiedział, iż ten "zdruzgotany całym zajściem" facet nie straci posady. To dobrze, błędy zdarzają się każdemu. Inna sprawa, że cała sytuacja mogła chyba zostać załagodzona (choć rzadko w McLarenie) - wystarczyło ściągnąć Buttona do boksu po pierwszym okrążeniu, gdy na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa i zdjąć nieszczęsną osłonę z wlotu powietrza, przy okazji zmieniając opony. Przypadek Alonso udowodnił, że taka taktyka powinna przynieść trochę ważnych punktów. Na pocieszenie dla fanów Anglika i McLarena - Jenson wyłączył silnik na tyle szybko, iż prawdopodobnie nie doszło do żadnych uszkodzeń wynikających z przegrzania i jednostka będzie mogła zostać ponownie użyta w dalszej części sezonu.

Pojawił się i jak zwykle narobił zamieszania. Mowa oczywiście o Flavio Briatore. Były szef zespołów Renault i Benetton, który z F1 został jak wiadomo wykluczony w wyniku zeszłorocznej "crash-gate" do Monako przypłynął swoim jachtem Force Blue, na którego pokładzie gościł m.in. Berniego Ecclestone'a. Że zagrał na nosie ludziom chcącym utrzymać go z dala od wyścigów to jedno - ciekawe jest jednak to co stało się parę dni później. Jak się okazało, Force Blue został zarekwirowany przez włoską policję po pościgu motorówkami rodem z filmu sensacyjnego. Na pokładzie znajdowała się m.in. żona pana Briatore wraz z ich 2-miesięcznym synkiem - nie zastano tam natomiast samego Flavio. Powodem całego zajścia okazują się być oszustwa podatkowe (podawana kwota to 4,7 mln Euro!). Force Blue został zarejestrowany na Kajmanach, dzięki czemu może tankować bez podatku w portach Unii Europejskiej - o ile w ciągu następnych 8 godzin opuści wody UE (a czego, jak rozumiem - nie robił). 

UPDATE: Jako że w ostatnim punkcie odszedłem trochę od samych wyścigów, to na deser dodaję coś, co powinno zadowolić największych fanów wąskich uliczek Monte Carlo - okrążenie toru z Robertem Kubicą, które wykonał w Q3, czyli perfekcyjna jazda na limicie. 

czwartek, 20 maja 2010

Kolejny popis stewardów i FIA.

 
Nie myślałem, że kiedykolwiek będę bronił Michaela Schumachera jeżeli chodzi o jakiekolwiek zagrywki na tle regulaminu sportowego. Myślę jednak, że jego kara, którą otrzymał w GP Monaco była zdecydowanie niezasłużona, a stewardzi po raz kolejny się nie popisali. 

Jak wiadomo, Schumacher wyprzedził Alonso na ostatnich zakrętach przed metą, w momencie gdy samochód bezpieczeństwa zjechał z toru. Oczywiście, jak stanowi regulamin FIA (Artykuł 40.13): "jeśli wyścig kończy się za samochodem bezpieczeństwa, to zjedzie on do alei serwisowej na koniec ostatniego okrążenia i bolidy dojadą do flagi w szachownicę bez wyprzedzania". Czyli rację mają sędziowie. Jednak popatrzmy:

 

Może nie widać tego idealnie, ale wszyscy zainteresowani o tym mówili - gdy samochód bezpieczeństwa zjechał, wyścig kończył się nie przy żółtej, a zielonej fladze (choć akurat z technicznego punktu widzenia jest to w tym wypadku lampka;)! Czyli "ok, ciśniemy panowie!". Był to ewidentny błąd sędziów wyścigu, jednak nie powinni za to karać Schumachera - nawet jeżeli inne zespoły postanowiły być świętsze niż sam papież i poinformować kierowców o tym, że wyścig kończy się "pod safety carem" i nie mogą nikogo już zaatakować. 

Oczywiście całe moje rozumowanie opieram na zasadzie wziętej z kodeksu ruchu drogowego - czyli że znaki są ważniejsze od przepisów, patrząc na inne rzeczy dziejące się na torach F1 oczywistym jest, że właśnie tak to działa i kierowca widząc konkretną flagę (czy w obecnych czasach coraz częściej - lampkę) do niej właśnie się dostosowuje.

FIA zresztą pośrednio właśnie przyznała się do winy mówiąc, iż wprowadzone zostaną poprawki w regulaminie, gdyż faktycznie nie był on do tej pory zbyt jasny i nie określał jasno sytuacji takich jak ta, za którą karę dostał Schumacher. Krótko mówiąc, został on ukarany wg regulaminu, który jeszcze nie jest zatwierdzony. 
 
Dziwne są w tym sezonie wyroki sędziów i ktoś naprawdę powinien zająć się regulaminem  Przede wszystkim ustalić konkretne kary za konkretne przewinienia, bo teraz wszystko momentami nieładnie pachnie - zwłaszcza gdy Schumacher dostaje 20 sekund i 6 pozycji w plecy od pracującego w zespole sędziów Damona Hilla...

Gdzie Australijczyk niespodziewanie dobrze poczuł się w Europie... (część 2)


Firmy przewozowe na szczęście w większości przypadków stanęły na wysokości zadania i zespoły zdążyły przedostać się z Hiszpanii do Monako przed rozpoczęciem czwartkowych wolnych treningów (chociaż np. Williams zaczynał weekend z tylko jednym nowym tylnym skrzydłem, którym Barrichello wymieniał się z Hulkenbergiem...). 

W te kilka dni sporo się zmieniło, tym razem Mark Webber przyjeżdżał w roli zwycięzcy i można było się po nim spodziewać, że zaprezentuje się z dobrej strony na ulicach księstwa. Co bardzo miłe dla fanów nad Wisłą - za potencjalnego czarnego konia weekendu uważany był od początku Robert Kubica, co najważniejsze nie tylko przez polskie media. Oczywiście nikt nie mówił wprost o zwycięstwie, ale wiadomo było, że Polak może tutaj namieszać. 

Tymczasem w czwartek na torze nie rządził ani Webber, ani Vettel. Obie sesje treningowe zdominował Fernando Alonso i automatycznie stał się faworytem na sobotę i niedzielę. Słabo zaprezentował się z kolei McLaren - ich bolid wyraźnie ucierpiał na braku "kanału F", który z racji charakterystyki toru w Monte Carlo był zupełnie nieprzydatny. Zgodnie z przewidywaniami czasy w czołówce kręcił Kubica, w drugim treningu z dobrej strony zaprezentowali się kierowcy Mercedesa. 

Walka miała się jednak rozpocząć w sobotę - kwalifikacje są na tym torze tak ważne, iż od początku było wiadomo, że nie zabraknie dramaturgii. Ta jednak objawiła się jeszcze wcześniej tego samego dnia. Podczas trzeciego treningu niespodziewanie swój bolid rozbił Alonso. Niedługo po zakończeniu sesji okazało się, iż w tym wydawałoby się nie takim groźnym wypadku podwozie Ferrari zostało na tyle uszkodzone, iż konieczna jest jego wymiana. Jak mówi regulamin, wymiana podwozia owocuje wykluczeniem z sesji kwalifikacyjnej i co za tym idzie startem z pit lane. W tym momencie szanse Hiszpana na zwycięstwo zmalały do zera, za to jeszcze bardziej skoczyły akcje Kubicy, który swoim Renault wykręcił w trzecim treningu najlepszy czas (było to też najlepsze okrążenie weekendu jak do tej pory).

Zgodnie z przewidywaniami, w kwalifikacjach największym problemem był tłok na torze - chociaż najlepsi poradzili sobie w dwóch pierwszych częściach i co ciekawe, najbardziej kontrowersyjne sytuacje miały miejsce dopiero w Q3, gdy na torze mieliśmy już tylko 10 najszybszych kierowców (m. in. Button bardzo narzekał na bycie blokowanym przez Massę). Od początku walki w ostatnim bloku serca Polaków rozgrzewał robiący świetne czasy Kubica. Początkowo wydawało się, że nie będzie miał on konkurencji. Hamilton na oko wyglądał na jadącego cały czas na limicie, jednak jego strata do Krakowianina wynosiła cały czas około sekundy. Dopiero w końcówce sesji "pojawił się" Webber, który zszedł poniżej 1 minuty i 14 sekund, dzięki czemu zdobył pole position. Pierwszą trójkę uzupełnił Sebastian Vettel, który po raz kolejny był w cieniu swojego zespołowego partnera, a tym razem przegrał także z Kubicą.

Podobnie jak przed GP Hiszpanii, tak i teraz mówiło się o tym, że "może popadać" - i podobnie jak pod Barceloną, wyścig odbył się w całości na suchym torze przy ładnej pogodzie (ku uciesze m.in. osób obserwujących wyścig z jachtów, takich jak Flavio Briatore czy podobno nawet Kimi Raikkonen).

W tych warunkach start przebiegł spokojnie. Webber ruszył przyzwoicie, podczas gdy Kubica trochę się pospieszył i zamiast doskoczyć do Australijczyka, stracił pozycję na rzecz Vettela (a tuż przed pierwszym zakrętem wydawało się też, że może mieć kłopoty ze startującymi za nim Massą i Hamiltonem). Po wyścigu Polak przyznał, że nieco się "spalił", choć później pojawiły się głosy, iż gorszy start w jego wykonaniu był spowodowany jakimś problemem ze sprzęgłem. Tak czy inaczej, wszystko przebiegło spokojnie w pierwszym zakręcie - w czołówce nie było wielu przetasowań, jedynie Schumacher przeskoczył Rosberga, podczas gdy kilka pozycji stracił Button. Dla Anglika ogólnie nie był to najlepszy weekend, natomiast wyścig był zdecydowanie ogromnym gwoździem do trumny. Po kiepskim starcie jego McLaren dość szybko odmówił posłuszeństwa i z białym dymem wydobywającym się spod pokrywy silnika Jenson zakończył zmagania już na drugim okrążeniu, tracąc tym samym prowadzenie w klasyfikacji generalnej kierowców. Od razu wydawało mi się, że to dziwna sytuacja, bo w przeciwieństwie do sytuacji sprzed paru lat, jednostki Mercedesa nie są już specjalnie awaryjne. Okazało się, że faktycznie - nie była to żadna wadliwa część, a kuriozalny błąd jednego z mechaników, który... zapomniał zdjąć przed startem osłony z jednego z wlotów powietrza do chłodnicy, co poskutkowało przegrzaniem silnika.



Już jednak na okrążeniu startowym doszło do jednego z najważniejszych wydarzeń w wyścigu - przynajmniej dla Fernando Alonso. Gdzieś w zamieszaniu Nico Hulkenberg naderwał przednie skrzydło w swoim Williamsie - zespół najwyraźniej nie poinformował go o tym przez radio i młody Niemiec rozbił bolid w tunelu, tracąc kontrolę na szybkim łuku. Konieczny był wyjazd samochodu bezpieczeństwa, na co błyskawicznie zareagował zespół Ferrari - Alonso zjechał po komplet twardych opon (do wyścigu z pit lane wystartował na mieszance bardziej miękkiej) czym wypełnił regulaminowy obowiązek użycia w wyścigu dwóch różnych mieszanek. Następnie dogonił resztę stawki wlokącą się za SC i w tym momencie pomimo ostatniej pozycji znalazł się w świetnej sytuacji do zdobycia punktów (oczywiście przy założeniu, że jest w stanie zadbać o opony).

Od tej pory telewizyjni operatorzy skupili się właśnie na jeździe dwukrotnego mistrza świata, który musiał uporać się z kierowcami HRT, Virgin i Lotusa - podczas gdy z przodu stawki nie działo się zbyt wiele, co na tym torze jest dość oczywiste. Niespodziewanie największą przeszkodą dla Alonso stał się Luca di Grassi, który mimo dysponowania wolnym bolidem był w stanie utrzymać za sobą Ferrari przez dobre kilka okrążeń. Mimo to trzeba docenić Fernando, który nie próbował szarżować widząc, że di Grassi walczy z bolidem przez całe okrążenie i w każdej chwili może stracić kontrolę i doprowadzić do kolizji. Po wyprzedzeniu pozostałych kierowców z wyżej wymienionego grona oraz pierwszej rundzie postojów, Alonso był już tam gdzie powinien być zgodnie z planem, czyli tuż za Hamiltonem i "w punktach".

Wyścig w Monaco był interesujący ze względu na samą możliwość patrzenia, jak ci kierowcy walczą na każdym kółku, wykorzystują każdy centymetr toru i niekiedy wygląda to tak, jakby na każdym okrążeniu byli milimetry od zakończenia wyścigu na blaszanej barierze. Poza tym jak zwykle było kilka neutralizacji, restartów - jednak na ogół "nic się nie działo" (nie licząc tego o czym napisałem w poprzednim zdaniu, co dla mnie jest akurat na tym torze równie miłe dla oka co manewry wyprzedzania czy jakieś nieoczekiwane zwroty akcji).


Bohaterami wyścigu byli na pewno Webber, który po raz kolejny zdominował swojego wyżej cenionego, młodszego kolegę z zespołu, a także Robert Kubica, który zgodnie z przewidywaniami pokazał się w Monaco z fantastycznej strony, wyciskając z Renault wszystko co się dało i kończąc wyścig na podium. Myślę jednak, że należy docenić kierowców nowych zespołów - ich samochody na pewno prowadzą się o wiele ciężej niż bolidy czołowych zespołów, a mimo to także potrafili utrzymywać te pojazdy w ryzach, nawet jeżeli kończyli pechowo tak jak Karun Chandhok. Hindus był bliski ukończenia wyścigu, jednak na 70 okrążeniu został wyeliminowany przez Jarno Trullego (co mogło się skończyć bardzo źle, gdyż prowadzony przez Włocha Lotus niemalże przejechał po głowie kierowcy HRT). Była to już jednak końcówka wyścigu i Chandhok został sklasyfikowany na 14 miejscu, co jest naprawdę dobrym wynikiem.

Wyniki wyścigu o GP Monako 2010:

1 M Webber (Red Bull) 1h50m13,355
2 S Vettel (Red Bull) +0:00,448
3 R Kubica (Renault) +0:01,676
4 F Massa (Ferrari) +0:02,666
5 L Hamilton (McLaren) +0:04,363
6 F Alonso (Ferrari) +0:06,341
7 N Rosberg (Mercedes) +0:06,651
8 A Sutil (Force India) +0:06,970
9 V Liuzzi (Force India) +0:07,305
10 S Buemi (Toro Rosso) +0:08,199
11 J Alguersuari (Toro Rosso) +0:09,135
12 M Schumacher (Mercedes) +0:25,712*
13 W Pietrow (Renault) - zawieszenie
14 K Chandhok (HRT) - kolizja z Trullim
15 J Trulli (Lotus) - kolizja z Chandhokiem
Niesklasyfikowani:
H Kovalainen (Lotus) - układ kierowniczy
B Senna (HRT) - hydraulika
R Barrichello (Williams) - zawieszenie/wypadek
K Kobayashi (Sauber) - skrzynia biegów
L di Grassi (Virgin) - koło
T Glock (Virgin) - zawieszenie
P de la Rosa (Sauber) - silnik
J Button (McLaren) - przegrzanie silnika
N Hulkenberg (Williams) - mocowanie przedniego skrzydła/wypadek

* - kara doliczenia 20 sekund do końcowego wyniku za nieprawidłowe wyprzedzenie Alonso

Gdzie Australijczyk niespodziewanie dobrze poczuł się w Europie... (część 1)


Jako że otwierające europejską część sezonu wyścigi o Grand Prix Hiszpanii oraz Monaco odbyły się w zaledwie tygodniowym odstępie, postanowiłem podsumować je w jednej notce zbiorczej. 

Po raz kolejny użyję tego oklepanego hasła - sezon F1 rozpoczyna się w Europie. Zwłaszcza gdy między cztero-wyścigowym, azjatyckim preludium a powrotem na stary kontynent są aż trzy tygodnie przerwy - ale o tym pisałem w poprzedniej notce, zapowiadającej GP Hiszpanii, do której można zajrzeć w ramach wstępu. 

W owej notce nie pisałem jednak o tym kto jest moim faworytem - bo ciężko się było tego podejmować po kilku pierwszych rundach mistrzostw. Oczywiście - Red Bull, Ferrari, McLaren... Jednak ci pierwsi, o ile od początku sezonu pokazują bezkonkurencyjną prędkość, o tyle różnego rodzaju problemy na ogół eliminują ich z walki o zwycięstwa. Ferrari z kolei miało niezły początek, nawet jeżeli zwycięstwo Alonso w Bahrajnie było wynikiem jednego z wyżej wymienionych nieszczęść Red Bulla. Wydawało się , że czerwone bolidy dysponują dobrym tempem wyścigowym i mogą walczyć ze stajnią Mateschitza. Później jednak było już słabiej., włączając w to różne wpadki Alonso (np. falstart w Chinach) jak i  nie najlepszą dyspozycję Massy. Z kolei McLaren (niespodziewanie za sprawą Buttona a nie Hamlitona) azjatycki start sezonu zakończył z dwoma triumfami (w tyn dubletem w Chinach) i prowadzeniem w klasyfikacji kierowców - jednak zwycięstwa były bardziej wynikiem znakomitej postawy całej ekipy aniżeli czystej szybkości.

Piątkowe treningi na torze pod Barceloną stały pod znakiem świetnych czasów Red Bulla. Także Schumacher udanie rozpoczął weekend udowadniając, że odmieniony bolid Mercedesa (m.in. poszerzony został rozstaw osi) powinien bardziej mu pasować.


Jeżeli chodzi o kierowców Red Bulla, tempo zgodnie z przewidywaniami (oprócz pierwszego treningu) dyktował Vettel. Nikt raczej nie stawiał w ten weekend na jego zespołowego kolegę, zwłaszcza że Webber początku sezonu nie może zaliczyć do udanych (niewiele nazbieranych punktów, parę błędów, których kierowca ze ścisłej czołówki i z tym doświadczeniem nie powinien popełniać). Tymczasem to właśnie Australijczyk zdobył pole position, pokonując Vettela podczas kolejnej znakomitej soboty dla Red Bulla. Drugą linię zajęli Hamilton i Alonso - co miało zagwarantować dość interesujący wyścig, a przynajmniej jego start. Ci którzy czekali na jakiś wybuch formy Schumachera mogli być nieco zawiedzeni, chociaż tym razem 7-krotny mistrz świata po raz pierwszy znalazł się w Q3 przed Rosbergiem. Jak zwykle jedynym, który był w stanie nawiązać walkę z "wielką czwórką" (Red Bull, Ferrari, McLaren, Mercedes) był Robert Kubica, który w pokonanym polu zostawił choćby wciąż słabo dysponowanego Felipe Massę. Wyraźny postęp jeżeli chodzi o szybkość wykonał Sauber - Kobayashi wszedł nawet do finałowej części kwalifikacji,  notując lepszy czas od kierowców Force India, Williamsa czy Toro Rosso.

Kwalifikacje kwalifikacjami, jednak Webber nadal nie był murowanym faworytem do zwycięstwa. W końcu do trzech poprzednich wyścigów także startował z pierwszej linii (w tym raz z PP) - a nie wygrał w ani jednym z nich. Hiszpania, pomimo przewidywań synoptyków, przywitała nas w niedzielę słoneczną pogodą. Od razu było więc wiadomo, że wyścig nie będzie raczej obfitował w niesamowitą ilość zwrotów akcji, wyprzedzań czy kombinowania z mieszankami. Choć było parę momentów, o których warto wspomnieć. Sama postawa Webbera? To był doskonały weekend. Tym razem wszystko poszło dobrze na starcie - Vettel próbował dojść go już na starcie, jednak zdobywca pole position wiedział jak się obronić i nie dopuścił utraty pozycji. Nie ukrywam, że liczyłem na więcej walki za ich plecami, jednak najwyraźniej Alonso i Hamilton postanowili się uniknąć i pojechali dwoma zupełnie różnymi torami jazdy - pozostając w ostatecznym rozrachunku na tych samych pozycjach, podobnie jak Button i Schumacher. Więcej zamieszania narobił startujący z P7 Kubica - najpierw ostro walczył z atakującym go Rosbergiem, wypychając kierowcę Mercedesa z toru, a następnie zaliczył kontakt z Kobayashim, przez co spadł za Sutila i zaliczającego kolejny dobry wyścig młodego Alguersariego. Przy okazji Polak uszkodził nieznacznie przednie skrzydło - zachował się jednak ładnie, przepraszając kierowcę Saubera za kolizję i przyznając, że po prostu trochę przeszarżował i bolid wpadł w podsterowność.


Kierowcy Red Bulla prowadzili, choć niespodziewanie Vettel był w tym wyścigu tylko cieniem Webbera. Jedynym kierowcą będącym w stanie dotrzymać kroku tej dwójce był najwyraźniej powracający do siebie Lewis Hamilton. Wysiłek się opłacił i kierowca McLarena wskoczył na drugie miejsce po zmianie opon - sama sytuacja była dość interesująca, ogólnie w tym wyścigu kilkukrotnie rolę większą niż powinni odegrali zawodnicy dublowani, znajdujący się nie zawsze tam gdzie powinni. Tym razem na taki bolid natrafili właśnie Hamilton walczący z Vettelem - Brytyjczyk popisał się jednak świetnym manewrem, omijając przeszkodę i wracając na właściwy tor jazdy w tak przekonujący sposób, że Niemiec musiał salwować się ucieczką na pobocze. W innej sytuacji Felipe Massa nie był w stanie uniknąć drobnego kontaktu z dublowanym Karunm Chandhokiem, w wyniku którego w bolidzie Ferrari doszło do uszkodzenia przedniego skrzydła. Nie wiem czy wszyscy zwracają na to uwagę, ale rozmowy Brazylijczyka z jego wyścigowym inżynierem należą zwykle do bardziej zabawnych elementów wyścigu (wspomnijmy tylko osławione, malezyjskie "Felipe Baby, stay cool!"). Tym razem Massa zaczął się żalić właśnie na uszkodzone skrzydło, na co w odpowiedzi usłyszał, że przecież z uszkodzonym elementem notuje lepsze czasy.

Jeżeli chodzi o drugiego (a może właśnie na ten moment pierwszego) kierowcę Ferrari, to Alonso przez cały wyścig pewnie utrzymywał się na czwartej pozycji i raczej mógł powoli zacząć godzić się z faktem, że podium w jego domowym wyścigu może uciec mu sprzed nosa. Za jego plecami doszło z kolei do bardzo ciekawego pojedynku. Podczas rundy postojów Schumacher wyprzedził Buttona, jednak już chwilę później to Brytyjczyk prezentował lepsze tempo. Kierowca Mercedesa przez długi czas potrafił jednak bronić piątego miejsca (podobnie jak przed Hamiltonem w Malezji, jednak wtedy musiał w końcu uznać wyższość kierowcy McLarena). Pokazuje to po raz kolejny, że F1 nadal nie jest w stanie uporać się z problemem małej ilości bezpośredniej walki na torze - Button był momentami szybszy od Schumachera o 1,5 sekundy na okrążenie, co teoretycznie stanowi przepaść na tym poziomie, a mimo to nie był w stanie zyskać pozycji. Oczywiście wynika to także z charakterystyki toru o którym nie od dziś mówi się, że nie jest on przyjazny wyprzedzaniu - mimo to niemożność wyprzedzenia przy takiej różnicy w tempie daje do myślenia. Za plecami tej dwójki utrzymywał się w tym momencie Massa, a dalej Sutil i Kubica.


Fatalny wyścig jak i cały weekend zaliczył Nico Rosberg. Z całą oceną sytuacji w Mercedesie chciałbym się jeszcze chwilę wstrzymać, jednak to co zespół kierowany przez Rossa Brawna przygotował na wyścig w Hiszpanii na pewno było robione pod Schumachera. Co jest z jednej strony zrozumiałe, lecz z drugiej - jeżeli po czterech wyścigach mamy Rosberga na drugim miejscu w klasyfikacji generalnej i Schumachera gdzieś daleko w tyle, to chyba warto iść za ciosem. Najwyraźniej jednak stało się inaczej, Nico od początku weekendu nie rozumiał się z samochodem, przegrał z Schumim w kwalifikacjach, a w wyścigu było jeszcze gorzej. Doszedł jeszcze pech związany z problemem podczas pit stopu przez który młody Niemiec stracił bardzo dużo czasu i w rezultacie przez cały wyścig jechał gdzieś daleko z tyłu, kończąc zawody na 13 miejscu (po raz pierwszy bez punktów w tym sezonie, do tej pory był dwa razy piąty i dwa razy trzeci).


Kiedy wydawało się, że podział punktów jest już rozstrzygnięty, zaczęły dziać się rzeczy dziwne. Po raz kolejny jedną z głównych postaci tragicznych okazał się w tym przedstawieniu Vettel. W pewnym momencie wyjechał na pobocze, a niedługo później okazało się, iż ma problemy z hamulcami. Zespół zalecił mu wycofanie się z wyścigu - ambitny Niemiec postanowił jednak pozostać na torze i walcząc z samochodem dał sobie radę, tracąc jedynie jedną pozycję (na rzecz Alonso). Kolejnym pechowcem okazał się Hamilton, w którego bolidzie pękła opona i wyścig zamiast na drugim miejscu, zakończył na barierze. Początkowo wydawało się, że Lewis swoim zwyczajem zniszczył oponę poprzez agresywną jazdę - jednak McLaren utrzymuje, iż cała sytuacja spowodowana była problemami z felgą.

Gdy wszyscy skupiali się na tych nieszczęśliwych wydarzeniach, Webber pewnie przekroczył linię mety odnosząc pierwsze w tym sezonie zwycięstwo. Na drugim miejscu dojechał Alonso - to jego pierwsze podium od czasu zwycięstwa w inauguracyjnym Grand Prix Bahrajnu i nie da się ukryć, że i tym razem w osiągnięciu dobrego wyniku pomógł mu pech rywali. Wielkie brawa dla Vettela, któremu udało się dowieźć trzecią pozycję i nie stracić zbyt wielu punktów. Na dalszych pozycjach finiszowali Schumacher, Button, Massa, Sutil i Kubica. Punktowaną dziesiątkę zamknęli Barrichello i Alguersuari, który tak jak pisałem wcześniej zaliczył kolejny dobry wyścig - nawet pomimo otrzymania kary przejazdu przez boksy za spowodowanie kolizji z Chandhokiem.


Wyścig w Hiszpanii można zaliczyć do tych z gatunku "niedzielnej procesji", jednak z drugiej strony nie było to takie złe - mogliśmy zobaczyć formę poszczególnych zespołów w "normalnych" warunkach, a także poobserwować kondycję F1 jako takiej (sprawa z wyprzedzaniem chociażby).

Ostateczne wyniki GP Hiszpanii 2010:

1. M Webber (Red Bull) 1h35m44,101
2. F Alonso (Ferrari) +0:24,065
3. S Vettel (Red Bull) +0:51,338
4. M Schumacher (Mercedes) +1:02,195
5. J Button (McLaren) +1:03,728
6. F Massa (Ferrari) +1:05,767
7. A Sutil (Force India) +1:12,941
8. R Kubica (Renault) +1:13,677
9. R Barrichello (Williams) + 1 okrążenie
10. J Alguersuari (Toro Rosso) + 1 okr.
11. W Pietrow (Renault) + 1 okr.
12. K Kobayashi (Sauber) + 1 okr.
13. N Rosberg (Mercedes) + 1 okr.
14 L Hamilton (McLaren) - pęknięta opona/wypadek
15 V Liuzzi (Force India) - silnik
16 N Hulkenberg (Williams) + 2 okr.
17 J Trulli (Lotus) + 3 okr.
18 T Glock (Virgin) + 3 okr.
19 L di Grassi (Virgin) + 4 okr.
Niesklasyfikowani:
S Buemi (Toro Rosso) - hydraulika (42 okr.)
K Chandhok (HRT) - uszkodzenia po kolizji z Alguersuarim (27 okr.)
P de la Rosa (Sauber) - uszkodzenia po kolizji z Buemim (18 okr.)
B Senna (HRT) - wypadł z toru (0 okr.)
H Kovalainen (Lotus) - skrzynia biegów (nie wystartował)

sobota, 8 maja 2010

GP Hiszpanii - mała zapowiedź.

Było trochę przerwy pomiędzy wyścigami, pojawiła się nieplanowana przerwa w moim pisaniu tutaj. Tak czy inaczej, F1 powraca. Powrócić chce też Michael Schumacher, który jak sam mówi, w zmodyfikowanym bolidzie Mercedesa czuje się o wiele lepiej niż do tej pory. Świadczą o tym też niezłe czasy w piątek - jednak czy naprawdę tak będzie, zobaczymy już podczas kwalifikacji. 
 
Obserwowanie Schumachera podczas pierwszego europejskiego wyścigu od czasu jego powrotu do ścigania będzie niezwykle ciekawe, jednak to tylko jedna z niewiadomych hiszpańskiego Grand Prix. Wielu obserwatorów i samych uczestników zawodów twierdzi, że dopiero teraz wkraczamy w etap prawdziwej rywalizacji. Zespoły otrząsnęły się po pierwszych sukcesach i porażkach, wprowadziły większe lub mniejsze poprawki do swoich pakietów i teraz okaże się, kto wie jak rozwijać swój bolid - a kto ewentualnie zbudował konstrukcję, której nic już nie uratuje.

Dlatego też nietypowo nie miałbym nic przeciwko temu, aby wyścig odbył się na suchym torze. W deszczu zawsze dzieje się więcej, jednak jego brak pozwoli nam lepiej określić obecny układ sił w stawce. Piszę o sprawach pogody dlatego, że wbrew temu do czego Barcelona nas przyzwyczaiła, tym razem synoptycy przewidują, że "może popadać". Aha, słyszałem, że pojawił się nowy żart wśród meteorologów - "dałeś ciała jak synoptyk Ferrari"...

środa, 7 kwietnia 2010

F1 "power ranking" #1


  Tym razem postanowiłem się trochę powymądrzać w jeszcze innej formie. Samą ideę "power rankingu" zaczerpnąłem z poświęconego koszykówce (głównie lidze NBA) bloga ZawszePoPierwsze. W moim rankingu oceniam aktualną formę i potencjał poszczególnych kierowców - co nie koniecznie pokrywa się z ilością zdobytych punktów i pozycją w klasyfikacji generalnej. Co ważne, biorę także pod uwagę to na ile stać ich bolid (przykładowo, sam Kubica mógłby być wyżej gdyż jeździ znakomicie, jednak wiadomo, że Renault jest obecnie słabsze niż Red Bull, Ferrari czy McLaren). Wszystkie moje "typy" są rzecz jasna uzasadnione i liczę na to, że jeżeli ktoś to czyta to ma zdanie odmienne niż moje;)


1. Sebastian Vettel (Red Bull) P3, 37 pkt - Gdyby nie awarie techniczne nękające młodego Niemca podczas dwóch pierwszych wyścigów (w obu pewnie prowadził), Vettel mógłby szczycić się obecnie kompletem zwycięstw i 75 punktami na koncie. Ma niemal 40 punktów mniej, jednak w Malezji powrócił na należne mu miejsce i nikt nie powinien wątpić w to, że jest obecnie głównym faworytem do zdobycia mistrzowskiego tytułu w tym sezonie.

2. Fernando Alonso (Ferrari) P2, 37 pkt - Współpracę z Ferrari rozpoczął równie udanie jak Kimi Raikkonen, którego zastąpił we włoskim zespole - od zwycięstwa w debiucie. Zwycięstwo było oczywiście rodzajem prezentu od Vettela, który miał awarię, jednak tym samym hiszpański bicampeon pokazał Sebastianowi, że jest tuż za nim i czycha na kolejne wpadki, po których będzie mógł zabrać cenne punkty i być blisko, gdy dojdzie do ostatecznej walki o mistrzostwo świata. Dwa kolejne wyścigi nie były dla Alonso szczęśliwe, jednak w obydwu pokazał wielką klasę - w Australii po kolizji na pierwszym zakręcie doskonale radził sobie goniąc z końca stawki. Podobnie było w Malezji, gdzie po synoptycznym błędzie strategów Ferrari zajął odległe miejsce w kwalifikacjach. Tutaj nie był to jednak jedyny problem. W bolidzie zawiodło sprzęgło, jednak z poważnym defektem Fernando radził sobie doskonale i mógł ponownie zdobyć kilka cennych punktów. Niestety jakby tego mało, na końcu wyścigu doszło do ostatecznej "śmierci" F10 (zawiódł silnik).

3. Lewis Hamilton (McLaren) P6, 31 pkt - Niewiele się Lewis zmienił na przestrzeni sezonów. To już jego czwarty w F1 i jest on nadal kierowcą agresywnym, nieprzewidywalnym, niszczącym opony, wplątującym się w skandale obyczajowe i przede wszystkim piekielnie szybkim. McLaren ma w tym momencie trzeci bolid w stawce jeżeli chodzi o szybkość (za Red Bullem i Ferrari), jednak wystarczająco dobry, aby Hamilton ze swoim talentem mógł być wysoko w każdym wyścigu. Oczywiście, wszystko zależy od tego, czy uda mu się utrzymać nerwy na wodzy, nie za wysoką temperaturę głowy i nie za niską temperaturę opon (z czym problemy miał w Australii). Póki co Anglik może dobrze się bawić i robić show zdobywając kolejne punkty. Jednak jeżeli McLaren pokaże tak dobry rozwój jak w 2009 i ich bolid pozwoli włączyć się do walki o mistrzostwo, wtedy Lewis już naprawdę będzie musiał zrównoważyć szybkością swoje niedoskonałości i starać się ograniczyć te ostatnie do minimum. Czas pokaże, czy kiedykolwiek stanie się "kierowcą kompletnym".

4. Mark Webber (Red Bull) P8, 24 pkt - Australijczyk raczej nie może zaliczyć dwóch pierwszych wyścigów tego sezonu do udanych. Na początek bezbarwny występ w Bahrajnie i kiepski wyścig w domowym wyścigu w Melbourne, w którym stracił sporo pozycji a do tego popełniał nietypowe dla swojego doświadczenia błędy (ze spowodowaniem kolizji z Hamiltonem włącznie). Na szczęście odżył w Malezji, jak cała ekipa Red Bull Racing. Niby mimo startu z pole position (co przy obecnych kwalifikacjach, kiedy wszyscy jeżdżą z tą samą ilością paliwa, jest samo w sobie sukcesem) nie dał rady młodszemu koledze z zespołu - jednak ciężko cokolwiek zarzucać, kiedy tym kolegą z zespołu jest sam Sebastian Vettel. Mark nadal jednak ma najlepszy bolid w stawce i musi to wykorzystywać, gdyż nie ma pewności czy zostanie w Red Bullu na przyszły sezon.

5. Felipe Massa (Ferrari) P1, 39 pkt - lider klasyfikacji generalnej kierowców, a tak nisko w "power rankingu"? Cóż, Brazylijczyk jeździ przyzwoicie (zwłaszcza jak na rekonwalescenta), jednak zdecydowanie bez błysku. Jest raczej wolniejszy od nowego kolegi z zespołu (Alonso ma za to mniej szczęścia), popełnia drobne błędy i momentami wygląda nieco niepewnie na torze. W Malezji mogliśmy zobaczyć duży kontrast pomiędzy postawą jego a Hamiltona. Brytyjczyk bez problemu wyprzedzał kolejnych rywali odrabiając straty z końca stawki, podczas gdy Massa na długo utknął  już za pierwszą przeszkodą w postaci bolidów Toro Rosso. Choć trzeba docenić jego finisz, gdy wyprzedził w końcu Buttona i odrabiał straty do Hamiltona. Jestem krytyczny, bo chcę się miło rozczarować w dalszej części sezonu. Felipe zawsze miał fatalne początkowe wyścigi, a potem się rozkręcał i raz już omal nie zdobył tytułu. Jeżeli  teraz prowadzi w generalce i dwa razy w ciągu trzech wyścigów stał na podium, to kto wie co będzie dalej...

6. Jenson Button (McLaren) P4, 35 pkt - w klasyfikacji generalnej Button jest wyżej od kolegi z zespołu (dzięki świetnemu wyścigowi w Australii), jednak uważam, że póki co jest mniej groźny od Hamiltona. Na Albert Park zwyciężył doświadczeniem - doborem taktyki i umiejętnością zadbania o opony. To może zaowocować w dalszej części sezonu. Zwłaszcza, że to dopiero początek pracy z nowym zespołem. Być może z czasem zacznie się jeszcze lepiej rozumieć z bolidem, co przyniesie poprawę osiągów. Ciekawi mnie też stosunek zespołu do panującego mistrza świata. Nie od dziś wiadomo, że Hamilton to numer jeden w McLarenie. Jednak jeżeli Lewis nadal będzie zachowywał się tak jak choćby po wyścigu w Melbourne, gdzie ostro krytykował swój zespół za dobór taktyki, to akcje Buttona mogą zdecydowanie wzrosnąć.

7. Nico Rosberg (Mercedes) P5, 35 pkt - modelka, blondyna, pani Rosberg itd.... Nie wiem jak jest za granicą, jednak na polskich portalach dotyczących F1 wielu kibiców od dawna wypowiada się o Nico z dużą dawką pobłażania, a czasem nawet niezrozumiałej dla mnie agresji. Oczywiście, na początku jego kariery można było zastanawiać się, czy Rosberg znalazł się stawce dzięki umiejętnościom czy dzięki znanemu nazwisku, jednak to tyczy się każdego syna, który ma szczęście (lub nieszczęście) posiadać ojca sławnego w światku wyścigów. Moim zdaniem Nico od początku spisywał się bardzo przyzwoicie (choćby Fastest Lap w debiucie) i jest kierowcą, który może walczyć z Hamiltonem, Kubicą czy Vettelem (z dwoma pierwszymi zna się jeszcze z czasów kartingu). Obecnie robi swoje w nowym zespole i jego partner, 7-krotny mistrz świata Michael Schumacher w każdych kwalifikacjach i w każdym dotychczasowym wyścigu może co najwyżej oglądać jego tylne skrzydło. Mercedes wydaje się być zdecydowanie za pierwszą trójką, jednak Rosberg skrzętnie wykorzystuje błędy rywali unikając ich samemu i póki co nie był niżej niż na 5 miejscu, zaliczając pierwsze podium dla Srebrnych Strzał w Malezji.

8. Robert Kubica (Renault) P7, 30 pkt - biorąc pod uwagę przedsezonowe zapowiedzi, Robert jest zdecydowaną rewelacją trzech pierwszych wyścigów. Szybko zrozumiał się z zespołem, w końcu dostaje odpowiednie wsparcie i odwdzięcza się wynikami zdecydowanie powyżej oczekiwań. Oczywiście bolid Renault jest sporo wolniejszy od czołówki i drugie miejsce w Australii czy czwarte w Malezji są wynikiem wykorzystania problemów Ferrari czy McLarena, jednak to ważne, aby takie sytuacje wykorzystywać. Zobaczymy co przyniosą kolejne poprawki aerodynamiczne. Ciężko się spodziewać, aby R30 nagle stał się zdolny do walki o podium w każdym wyścigu, jednak z drugiej strony - przynajmniej Mercedes wydaje się być wcale nie tak dużo szybszy od francuskiej ekipy. Polak ma dobre tempo wyścigowe i umie bronić  się przed szybszymi rywalami, wobec czego najważniejsze wydaje się poprawienie prędkości na pojedynczym okrążeniu - lepsze rezultaty w kwalifikacjach mogą okazać się kluczem do sukcesu.

9. Adrian Sutil (Force India) P9, 10 pkt - świetna postawa w kwalifikacjach, póki co na trzy grand prix trzy razy wprowadził bolid Force India do trzeciej części kwalifikacji. Dwa pierwsze wyścigi nie były udane, jednak w Malezji pokazał klasę zajmując piąte miejsce i utrzymując za sobą w końcówce Lewisa Hamiltona.

10. Vitantonio Liuzzi (Force India) P11, 8 pkt - w kwalifikacjach jest regularnie wolniejszy od kolegi z zespołu, ma za to bardziej udane wyścigi. Punktował w dwóch pierwszych eliminacjach co było znakomitym wynikiem. W Malezji załapał się do Q3 i była szansa na kolejne punkty, jednak została pogrzebana wraz z awarią przepustnicy. Generalnie wciąż nie ustaję w pochwałach jeżeli chodzi o jego dyspozycję. Zawsze uważałem, że Tonio powinien dostać w F1 drugą szansę - i obecnie zdecydowanie ją wykorzystuje.

11. Michael Schumacher (Mercedes) P10, 9 pkt - dyspozycja Schumachera to rzecz jasna temat rzeka... Z dłuższymi wywodami chyba jeszcze chwilę poczekam. Na teraz na pewno zawodzi i nie przekonują mnie tłumaczenia o powrocie itd. Massa powraca po wypadku w którym omal nie zginął i pokazuje się z dobrej strony, młodzi kierowcy debiutują w formule w ogóle nie znając bolidów i często z miejsca jeżdżą bardzo dobrze (Hamilton, Vettel, Kubica, Rosberg itd.) - trzy lata przerwy to mało, zwłaszcza biorąc pod uwagę jakie ma doświadczenie w jeździe najróżniejszymi bolidami. Jeżeli coś ma tłumaczyć Niemca, to być może wiek - może gdzieś stracił instynkt, refleks, szybkość. Tak naprawdę jednak, na ten moment najbardziej przemawia do mnie fakt, że Schumacher nie lubi podsterowności, która cechuje tegoroczne bolidy. Nie wykluczam jednak, że tak utytułowany kierowca przyzwyczai się do nowej sytuacji i zacznie osiągać zdecydowanie lepsze rezultaty - wypadałoby.

12. Rubens Barrichello (Williams) P12, 5 pkt - rekordzista F1 pod względem ilości przejechanych wyścigów najwyraźniej nadal nie myśli o emeryturze. Początek sezonu jest w jego wykonaniu bardzo przyzwoity - Williams po raz kolejny nie zachwyca swoim tempem, jednak Barrichello potrafił zdobyć już pierwsze punkty. W Malezji coś nie zadziałało na starcie (Rubensowi na pewno przypomniał się w tym momencie początek sezonu) - szkoda, bo osiągnął niezły rezultat w kwalifikacjach i mógł walczyć o punkty. 

13. Jaime Alguersuari (Toro Rosso) P13, 2 pkt - najmłodszy kierowca w stawce, dla którego jest to pierwszy "pełny" sezon w Formule 1 robi wyraźne postępy. Niewątpliwie musi popracować nad tempem w kwalifikacjach, bo jeżeli chodzi o wyścigi to radzi sobie zaskakująco dobrze - w każdym zyskuje sporo pozycji a do tego każde z dotychczasowych grand prix przyniosło wyższą pozycję na mecie, co w Malezji zaowocowało pierwszymi punktami w karierze.

14. Sebastian Buemi (Toro Rosso) 0 pkt - młody Szwajcar pechowo rozpoczął sezon 2010 - w Bahrajnie z rywalizacji wyeliminowała go awaria, w Australii jego występ zakończył w dość brutalny sposób Kamui Kobayashi. W kwalifikacjach pokazuje się z lepszej strony od swojego zespołowego partnera, jednak w Malezji przegrał z nim w walce na torze i dlatego na ten moment umieściłem go oczko niżej.

15. Nico Hulkenberg (Williams) P14, 1 pkt - wielka nadzieja Williamsa, kierowca mający zastąpić w tym zespole Rosberga spisuje się póki co gorzej niż jego rodak i imiennik, debiutujący w tym samym zespole cztery lata wcześniej. Popełnia błędy na torze i jego tempo nie jest najlepsze - w ostatnich kwalifikacjach pokazał, że ma potencjał, jednak nie potwierdził dobrej dyspozycji w wyścigu. Jednak to dopiero początek sezonu i jestem pewien, że Hulkenberg będzie spisywał się lepiej gdy F1 wróci do Europy.

16. Pedro de la Rosa (Sauber) 0 pkt - Sauber niestety spisuje się póki co o wiele gorzej niż zapowiadało się po zimowych testach, dlatego ciężko winić de la Rosę za kiepskie wyniki. Doświadczony Hiszpan jeździ przyzwoicie o ile dane jest mu jechać - awarie wyeliminowały go w Bahrajnie i w Malezji, z czego w tym drugim wyścigu w ogóle nie było mu dane pojawić się na starcie.

17. Witalij Pietrow (Renault) 0 pkt - Rosjanin sam przyznaje, że dopiero uczy się F1 i to widać. Niestety - bo wyniki są póki co mizerne, stety - bo z drugiej strony da się zauważyć postęp. W Malezji zajął dobre miejsce w kwalifikacjach i pięknie walczył z Hamiltonem, jednak później po raz kolejny wyeliminowała go usterka techniczna. Pozostaje pytanie, czy Pietrow ma pecha czy też może musi się nauczyć delikatniejszego traktowania bolidu - bądź co bądź jego partner z zespołu Robert Kubica póki co unika jakichkolwiek awarii.

18. Kamui Kobayashi (Sauber) 0 pkt - Podobnie jak Pietrow, nie ukończył jeszcze w tym roku wyścigu. Nowy Sauber C29 jest niestety konstrukcją podatną na awarię, choć w Australii to sam Kobayashi przypomniał, dlaczego japońscy kierowcy często otrzymują przydomek "kamikadze". Kamui przebojem wdarł się do F1 pod koniec zeszłego roku, natomiast w tym miał o wiele słabszy początek. I tutaj jest jednak nadzieja, ponieważ ostatni występ był już lepszy - Q3 i niezły start, niestety więcej nie było nam dane z racji nagłej awarii bolidu.


Postanowiłem darować sobie klasyfikowanie kierowców trzech nowych, najsłabszych zespołów. Wynika to z tego, że nękają ich awarie lub też tracą w wyścigu po kilka okrążeń do liderów, a w takiej sytuacji ciężko jest sprawiedliwie ocenić ich osiągi. Na wyróżnienie jednak z pewnością zasługują Heikki Kovalainen z Lotusa i Karun Chandchok z HRT.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Tako rzecze Iceman.


[Kimi Raikkonen] przekonuje, że nie tęskni za F1 i ujawnia, iż nawet nie wiedział o tym, że Sepang gości w ten weekend trzecią rundę mistrzostw świata: "Ktoś rzeczywiście napomknął mi wcześniej o tym, że grand prix Malezji odbywa się w ten weekend; jednak wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy", powiedział [źródło: onestopstrategy.com - przyp. autor]

Klasyczny Kimi, w typowy dla siebie sposób okazuje zainteresowanie królową sportów motorowych. A zapytany był rzecz jasna o to, czy jest szansa na sprawdzenie się plotek dotyczących jego powrotu do F1 w barwach Red Bull Racing w 2011 roku, gdzie miałby zostać partnerem Sebastiana Vettela. Wypowiedź w gruncie rzeczy wymijająca i dość standardowa - mistrza świata z 2007 roku w tym momencie interesuje obecny sezon i występy w barwach Citroena w WRC.

Nie muszę rzecz jasna mówić, że jak najbardziej trzymam kciuki za powrót mojego ulubionego kierowcy do stawki. A do malkontentów niech przemówi sam fakt, że w takiej sytuacji w przyszłym sezonie moglibyśmy mieć w stawce aż 5 mistrzów świata (Schumacher, Alonso, Hamilton, Button), lub nawet sześciu jeżeli w tym roku wygra ktoś inny niż wyżej wymienieni (czyli Vettel;).

sobota, 3 kwietnia 2010

It's raining, man!

Z braku czasu na napisanie kilku słów, najlepszy race edit ever. Jutro możemy spodziewać się podobnych wydarzeń.



Tylko Kimi nie zje loda w polewie czekoladowej na oczach milionów widzów :( Jest za to na dobrej drodze do ukończenia rajdu Jordanii w WRC.

środa, 31 marca 2010

Kobayashi urywa w Australii

Qantas Australian Grand Prix 2010 - opis/podsumowanie

Gdzie Button daje lekcje Lewisowi i pozostałym aktywnym mistrzom świata.


Nieważne, że przed wyścigiem spałeś zaledwie cztery godziny i budzisz się nieprzytomny, podczas gdy na dalekich Antypodach kierowcy przygotowują się do okrążenia formującego przed walką o Grand Prix Australii. Wystarczy krótka informacja - tor jest mokry - i już nie musisz obawiać się o nieumyślne zaśnięcie przed telewizorem, ponieważ większą część relacji obejrzysz na stojąco. Po otwierającym sezon wyścigu w Bahrajnie, który uznany został za wyjątkowo mało emocjonujący, pojawiło się wiele pomysłów mających na celu uczynienie Formuły 1 ciekawszą dla kibiców. W komentarzach na którymś z portali poświęconych F1 przeczytałem pomysł, który na pewno nie wejdzie w życie, ale jest zarazem prosty i bez wątpienia skuteczny. Mianowicie ktoś napisał, że dobrym pomysłem byłoby po prostu sztuczne "zmoczenie" toru w wybranej fazie wyścigu... Niedzielne zmagania na torze Albert Park są kolejnym dowodem na to, że nawet nieduży deszcz może odmienić oblicze wyścigu.

Wyniki kwalifikacji były takie, jakich mogliśmy się spodziewać. Jedyną niespodzianką było zaledwie jedenaste miejsce Lewisa Hamiltona. Poza tym jednak, zgodnie z przewidywaniami sesję zdominowali kierowcy Red Bull Racing, a drugi raz z rzędu pole position zdobył Sebastian Vettel, wyprzedzając swojego kolegę z zespołu o długość "pszczelego ku*asa", jak określił to sam Mark Webber, pełniący w ten weekend rolę "ostatniej nadziei Australijczyków". Dalej zgodnie z przewidywaniami - Ferrari, McLaren Buttona (pierwszy triumf nad Hamiltonem) i Mercedesy, czyli wyraźnie zarysowana pierwsza czwórka, mająca przewagę nad goniącymi ich zespołami Williamsa, Renault czy Force India (drugi raz z rzędu do Q3 załapali się Kubica i Sutil). 

A dalej było tylko ciekawiej... Mokry tor i kierowcy startujący do wyścigu na przejściowych oponach. Pewny start Vettela z pierwszej pozycji, jednak wszystkie oczy skierowane są na czerwony bolid z numerem 7. To Felipe Massa, który ruszył fantastycznie, zachował przyczepność i z piątej pozycji przesunął się na drugą, zostawiając za sobą m. in. kolegę z zespołu. Tuż za nim jechał Webber, natomiast za ich plecami doszło do kolejnego zwrotu akcji, który uczynił wyścig tak ciekawym. Fernando Alonso wchodził w pierwszy zakręt, mając Schumachera po zewnętrznej i Buttona po wewnętrznej. Brytyjczyk próbował dojść Hiszpana i wtedy kierowca Ferrari zdecydował się zamknąć mu drogę wchodząc w zakręt i zjeżdżając do wewnętrznej. Button nie miał gdzie uciec i doszło do kontaktu. Aktualny mistrz świata wyszedł ze zderzenia bez szwanku, podczas gdy Alonso stracił kontrolę nad bolidem i wykręcił efektownego "bączka", uderzając przy okazji w Mercedesa prowadzonego przez Schumachera i uszkadzając mu przednie skrzydło.  Jak widać tak to się kończy, gdy koło w koło walczy trzech mistrzów świata. Na tej sytuacji najlepiej skorzystał Robert Kubica, który zaliczył dobry start i przesunął się nieco do przodu, a następnie przytomnie zwolnił przed pierwszym zakrętem i spokojnie ominął całe zamieszanie. Pozycje zyskali także Nico Rosberg i Hamilton, który w brawurowy sposób przedarł się przez pierwszy zakręt poboczem i znalazł się tuż za zespołowym kolegą. Tymczasem stojący tyłem do kierunku jazdy Alonso musiał przepuścić całą stawkę wylądował na ostatniej pozycji i musiał odrabiać straty, a kilka chwil później dołączył do niego Schumacher, który z kolei zmuszony był zjechać do swoich mechaników po nowe przednie skrzydło. Jeszcze na pierwszym okrążeniu doszło do innego wypadku. Kamui Kobayashi, który wdarł się do F1 przebojem w tym roku zdecydowanie obniżył loty. Chociaż może nie jest to dobre określenie, jako że w GP Australii pofrunął całkiem wysoko - najpierw w niewyjaśnionych okolicznościach urwał przednie skrzydło, po czym następnie odbijając się od bandy, lotem koszącym "zdjął" z toru Toro Rosso Sebastiana Buemi, oraz Williamsa prowadzonego przez kolejną (być może póki co) zawodzącą nadzieję sezonu, Nico Hulkenberga. Z tyłu stawki Alonso szybko zaczął odzyskiwać pozycje, podczas gdy walki nie brakowało także w czołówce - najpierw pokazujący zaskakująco dobre tempo Kubica próbował wyprzedzić Webbera (musiał jednak uważać, gdyż tuż za nim czaił się Rosberg), niedługo potem to Webber odzyskał drugą pozycję po udanym ataku na Massę.

Jestem zdania, że jednym z największych "smaczków" tego sezonu będzie wewnętrzny pojedynek kierowców McLarena (zresztą podobnie mają się sprawy w przypadku Ferrari czy Mercedesa). Dwóch brytyjskich mistrzów świata z dwóch ostatnich lat - obaj zdobywali swoje mistrzostwa jeżdżąc bolidem z numerem 22, w brytyjskim zespole z silnikiem Mercedesa (chociaż były to dwa różne zespoły). Tyle podobieństw, a zarazem tyle różnic, które ostatni wyścig doskonale pokazał. Hamilton po kilku okrążeniach jazdy za Buttonem zdecydował się na atak i bez większych problemów wyprzedził zespołowego partnera. W tym momencie wielu kibiców kiwało głowami z lekkim uśmiechem typu "no tak, wszystko wraca do normy". Jednak Jenson wiedział co robi. Jechał jak stary, mądry mistrz. Bokser, który daje się obijać młodemu w pierwszych rundach, więcej energii wkładając w procesy myślowe i szykując taktyczną niespodziankę (ładne zdanie - ale gdzieś słyszałem albo czytałem podobne porównanie). Przepuścił Hamiltona wiedząc, że nie ma wystarczającej przyczepności jadąc na przejściowych oponach. Szybko skontaktował się z zespołem przez radio i powiedział, że chce zmienić gumy na przeznaczone do jazdy po suchym torze slicki. Boksy wysychały wolniej niż tor po którym bolidy jeżdżą z o wiele większą prędkością, dlatego zaraz po tym gdy Button je opuścił, opuścił też na chwilę tor, jako że opony były zamoczone i nie miały jeszcze odpowiedniej przyczepności. Szybko jednak doszły do pełnej dyspozycji, a Button spokojnie wyszukiwał  suchej linii jazdy, dogrzewał opony i w chwilę później zaczął kręcić najlepsze czasy. Reszta stawki zareagowała w sposób oczywisty, zaczęły się masowe zjazdy do boksów po slicki, gdzie m. in. dzięki świetnej postawie mechaników Renault, Kubica wyprzedził Massę.

W tym momencie niezagrożonym liderem wciąż pozostawał Vettel, podczas gdy egzamin zaczęła zdawać taktyka Buttona. Dogonił on i z łatwością wyprzedził Kubicę, który rozważnie odpuścił obronę przed kierowcą McLarena, jako że dysponował niedogrzanymi jeszcze, świeżo założonymi slickami. W międzyczasie Massa został wyprzedzony przez Webbera a także na chwilę przez Hamiltona, jednak chwilę później doszło do kontaktu między Australijczykiem a Brytyjczkiem i Brazylijczyk odzyskał swoją pozycję. Niedługo potem Lewis znowu zaatakował Felipe, tym razem manewr okazał się skuteczny, jednak w wyniku delikatnego kontaktu Hamilton nieznacznie uszkodził przednie skrzydło w swoim MP4-25. Za ich plecami znajdował się już nie tylko Webber, lecz także powracający do walki Alonso. Tymczasem na 26 okrążeniu problemy z przednim kołem zgłosił liderujący Vettel, a chwilę później znajdował się już w żwirowej pułapce i był to koniec jego wyścigu. Musiał być wściekły, w końcu gdyby nie problemy z bolidem zapewne miałby po dwóch rundach mistrzostw komplet 50 punktów, a nie 12 jak w tej chwili. Jak się okazało po wyścigu, przyczyną problemów była obluzowana nakrętka w przednim lewym kole... Cała sytuacja była oczywiście bardzo sprzyjająca dla Buttona, który w tym momencie objął prowadzenie. Drugie miejsce zajmował Kubica, jednak w tym momencie miał się zacząć dla niego najtrudniejszy moment wyścigu, jako że tuż za jego plecami znalazł się Hamilton. Polak jechał jednak bezbłędnie, pewnie odpierał ataki Brytyjczyka nawet na centymetr nie odpuszczając właściwego toru jazdy. Wreszcie inżynierowie Lewisa zaprosili go na kolejną zmianę opon, co ten przyjął bardzo negatywnie i miał spore pretensje do zespołu tuż po zakończeniu zawodów. Podobną taktykę zastosowali jednak także Webber i Rosberg. Ten ostatni jest ciekawym zjawiskiem w tym sezonie, gdyż jeździ niezwykle bezbarwnie a zarazem bardzo skutecznie - bądź co bądź póki co za każdym razem jest przed swoim kolegą z zespołu Schumacherem, zarówno w wyścigach jak i w kwalifikacjach. Także tym razem nie rzucał się w oczy, jednak po cichu wykonywał swoją dobrą robotę. Po zjeździe tych kierowców, za Kubicą znalazł się duet Ferrari, jednak w szczęśliwej dla Polaka kolejności. Massa zdecydowanie nie radził sobie w ten weekend (oczywiście poza znakomitym początkiem wyścigu). Popełniał drobne błędy i był wolniejszy od kolegi z zespołu. Warto jednak zauważyć, że nigdy nie był zbyt mocny na tym torze oraz generalnie zwykle miał kiepskie starty kolejnych sezonów (tegoroczny, z dwiema wizytami na podium w dwóch wyścigach jest zdecydowanie najlepszy). Tymczasem Alonso był bardzo szybki przez cały weekend, jednak w tym momencie zdawał sobie sprawę, że atak na kolegę z zespołu to trochę zbyt ryzykowny numer. Świetne czasy notowali natomiast na świeżych oponach Hamilton i Webber, po czym wreszcie dogonili wyżej wspomnianą trójkę. Podczas gdy Button spokojnie zmierzał po zwycięstwo, Hamilton znowu pokazał znakomitą szybkość, lecz także swoje problemy z oponami. To nie do końca jego wina, jednak skarżył się na nie podobnie jak w kwalifikacjach. Tym razem wytłumaczeniem mógł być fakt, że opony były dogrzane przy znakomitym wcześniejszym tempie, a gdy Brytyjczyk zwolnił znalazłszy się tuż za Alonso i Massą, temperatura spadła i gumy przestały właściwie pracować. Mimo to rywalizacja Lewisa z Fernando jak zwykle zapowiadała się pasjonująco. Hamilton długo się przymierzał i wreszcie spróbował ataku. Alonso doskonale wyczuł jego intencję, opóźnił hamowanie i spokojnie obronił pozycję, podczas gdy Webber najwyraźniej źle ocenił sytuację i po raz kolejny dotknął bolidu Brytyjczyka, tym razem uderzenie było jednak o wiele silniejsze. Hamilton wypadł z toru spadając za Rosberga. W żwir wjechał także Australijczyk, który dodatkowo urwał przednie skrzydło i po jego wymianie wylądował na dziewiątym miejscu. Faworyzowany team Red Bull Racing wywiózł więc z Melbourne zaledwie dwa punkty, pomimo dominacji w kwalifikacjach a nawet najszybszego okrążenia w wyścigu, którego autorem był właśnie Mark Webber. Kolejność w czołówce nie zmieniła się już do końca wyścigu. Za to dopiero w jego końcówce gorzej radzący sobie Schumacher uporał się wreszcie z jadącym przed nim Jaime Alguersarim, co zaowocowało zdobyciem jednego punktu. Dobry wyścig zaliczył Rubens Barrichello (8 miejsce), kolejne powody do radości dał mi Tonio Liuzzi, punktując po raz drugi z rzędu (7 pozycja).

Pewnym osiągnięciem (chociaż dziwnie się o tym pisze) jest fakt, że wyścig ukończył Karun Chandchok z ekipy HRT - sztuka ta ponownie nie udała się obydwu zawodnikom Virgin Racing, za to zdecydowanie najlepsze rezultaty z grona kierowców nowych zespołów odnosi Heikki Kovalainen z Lotusa, który jako jedyny ukończył oba wyścigi.