poniedziałek, 21 czerwca 2010

Two guys, one car.

Czyli nowa reklamówka Vodafone z udziałem kierowców McLarena składających własny bolid (model z 2008 roku - pewnie dlatego, że te sprzed zmian regulaminowych były o wiele bardziej twarzowe). W zasadzie jest to bardziej niezły filmik (można się uśmiechnąć) z wciśniętym logiem sponsora. 

Niżej wrzucam też doskonałą reklamówkę Mercedesa z 2007 roku (czyli jeszcze z Alonso, a także z gościem specjalnym;). 


sobota, 19 czerwca 2010

Iceman Raport #1

Bo w zasadzie dlaczego nie miałbym poświęcić więcej uwagi na tym blogu mojemu ulubionemu kierowcy? Nawet jeżeli z F1 ma on już niewiele wspólnego.

Erzberg Rodeo: Räikkönen vs. Błażusiak


Tadeusz "Taddy" Błażusiak to utytułowany polski motocyklista startujący w trailu i enduro, fabryczny zawodnik ekipy KTM. W tym roku po raz czwarty wygrał imprezę Erzberg Rodeo, która uważana jest przez wielu za najtrudniejszy off-roadowy wyścig na świecie. Jako że pojawia się tam Red Bull, nie może zabraknąć dodatkowych ciekawych atrakcji. Do takich zaliczyć możemy z pewnością indywidualne starcie na górze Erzberg pomiędzy Taddym a Kimim Räikkönenem. W pierwszy weekend czerwca Polak wystartował na specjalnie przygotowanym motocyklu KTM 530 EXC, podczas gdy mistrz świata Formuły 1 z sezonu 2007 do dyspozycji miał swojego rajdowego Citroëna C4 WRC. Już samo starcie to niezwykle fajna sprawa, więc tylko w ramach kronikarskiego obowiązku dodam, że ostatecznie wygrał "Iceman", a "Taddy" jako przegrany musiał umyć jego samochód.

Rally della Lanterna


Tydzień później juniorski zespół Citroëna w ramach treningu wystawił obie swoje załogi we włoskim Rally della Lanterna. Zgodnie z przewidywaniem francuskie samochody zdominowały zawody, jednak nie umniejsza to sukcesu Kimiego - zajął on drugie miejsce, przegrywając z Sebastianem Ogierem (zwycięzcą ostatniej rundy mistrzostw świata, rajdu Portugalii) o zaledwie 5,7 sekundy na dziewięciu odcinkach specjalnych (do ostatniego Fin liderował w rajdzie). Krótko mówiąc, wyraźnie widać progres jeżeli chodzi o jazdę Kimiego na rajdowych odcinkach. Już początek w mistrzostwach świata był bardzo przyzwoity, szybko przyszły pierwsze punkty - być może już w tym sezonie zdarzy mu się namieszać w czołówce, powalczyć o podium czy zdobyć pierwsze oesowe zwycięstwa.

Plotki dotyczące powrotu do F1

Wydawało się, że po tym jak Red Bull przedłużył kontrakt z Markiem Webber, ostatecznie zakończą się plotki dotyczące powrotu Räikkönena za kierownicę bolidu F1. Tymczasem ostatnie plotki łączą go z zespołem Renault. Wg włoskiego magazynu Autosprint, Gerard Lopez chciałby aby Kimi zastąpił Witajila Pietrowa i jeździł u boku Roberta Kubicy w przyszłym sezonie. Duet marzeń, aczkolwiek jest to mało prawdopodobna plotka - "Iceman" regularnie powtarza, że rajdy są ciekawsze, trudniejsze i lepiej czuje się w WRC, które stawia przed nim szereg nowych wyzwań.

Williams + Renault - czyżby powrót klasyków?

 
Coraz bardziej prawdopodobny jest powrót zespołu Franka Williamsa do korzystania z silników Renault!

W sezonie 2010, po całkowitym wycofaniu się Toyoty, bolidy stajni z Grove napędzane są jednostkami Coswortha, o których od początku mówiło się, że nie będą wystarczająco konkurencyjne. Tymczasem Renault nie ukrywa, że mógłby dostarczać swoje produkty do większej ilości zespołów (obecnie, oprócz stajni fabrycznej, z francuskich silników korzysta także Red Bull Racing). 

Dlaczego taki tytuł notki? Otóż Williams korzystał już kiedyś z silników Renault i były to najlepsze lata w historii tego utytułowanego zespołu. 
 
Współpraca między nimi rozpoczęła się w roku 1989. Williams zdominował Formułę 1 w sezonach 1986 (choć wtedy wygrał tylko mistrzostwo świata konstruktorów, wśród kierowców najlepszy był Prost w McLarenie) i 1987 (tu już oba tytuły dla Williamsa - mistrzostwo dla Piqueta), korzystając z jednostek napędowych Hondy - jednak wkrótce japoński producent opuścił zespół, co przyniosło fatalne wyniki w sezonie 1988. Już pierwszy sezon z silnikami Renault był jednak powrotem do formy - Williams zajął drugie miejsce w klasyfikacji konstruktorów. Prawdziwe sukcesy przyszły jednak nieco później - Williams-Renault zdobywał 5-krotnie mistrzostwo świata wśród konstruktorów (1992, 1993, 1994, 1996 i 1997) i 4-krotnie wśród kierowców (1992 - Mansell, 1993 - Prost, 1996 - Hill i 1997 - Villeneuve). 

Fajnie byłoby więc znów widzieć nazwę Williams-Renault, a być może będzie to też jakiś przełom dla tego zasłużonego brytyjskiego zespołu, który od czasu zakończenia współpracy z BMW radzi sobie bardzo przeciętnie i nie jest w stanie powrócić do czołówki.

"Silly season 2010" mocno ukrócony w przedbiegach.


To akurat (w pewnej mierze) wiadomości jeszcze z tygodnia poprzedzającego grand prix Kanady. Ferrari potwierdziło przedłużenie kontraktu z Felipe Massą (do 2012 roku - czyżby przewidywali, że następnie skończy się świat?) a Red Bull Racing z Markiem Webberem (do 2011).

Tym samym osoby lubujące się w plotkowaniu i gdybaniu straciły konkretną pożywkę. Dużo mówiło się o tym, że Massa spisuje się w tym sezonie słabo, a z kolei Webber i Red Bull są w konflikcie po wydarzeniach z wyścigu o grand prix Turcji (a także ich następstwach). Tym samym od razu pojawiły się głosy sugerujące, że Australijczyk miałby być od przyszłego sezonu partnerem Alonso w stajni z Maranello, podczas gdy w Red Bullu tym samym zwolniłoby się miejsce dla Kimiego Räikkönena. 

Zwłaszcza dla Red Bulla to kontraktowe posunięcie powinno przynieść bardzo dobry skutek - sytuacja i atmosfera z pewnością atmosfera w zespole i wokół niego była po grand prix Turcji dość niepewna. Co do Ferrari, dość szybko pojawiła się interesująca plotka, jakoby w nowym kontrakcie Massy miała znaleźć się tzw. "klauzula Barrichello" - czyli oficjalne pogodzenie się na piśmie z rolą kierowcy nr 2. Sam zainteresowany określił te rewelacje jako bzdurę - w gruncie rzeczy, co miał powiedzieć. Wydaje mi się jednak, iż faktycznie jest to mało prawdopodobne biorąc pod uwagę to jak charakternym gościem jest wicemistrz świata z 2008 roku.

Jeżeli chodzi o inne zespoły, to istotne mogą być słowa Michaela Schumachera, który powiedział, iż ten sezon traktuje teraz bardziej jako okres przejściowy, a walkę o najwyższe laury zamierza rozpocząć na nowo od roku 2011. Tym samym odpowiedział na plotki mówiące, iż 7-krotny mistrz świata jednak zrezygnuje z drugiego podejścia do F1 już po tym sezonie (przypomnijmy, że kontrakt z Mercedesem podpisał na 3 lata). 

Słowa Schumachera nie są dobrą wiadomością dla jego rodaka, Nicka Heidfelda. Obecny kierowca testowy i rezerwowy Mercedes GP bez wątpienia liczył na to, że w ten czy w inny sposób wróci do ścigania w sezonie 2011. 33-latek nie bierze jednak raczej pod uwagę startów w którymś ze słabszych zespołów, a jak ostatnio powiedział "miejsca w czołowych 5 zespołach są już zajęte". 

Usprawiedlwienie nieobecności (kolejne)

Ostatnia runda w sesji egzaminacyjnej, Mundial, finały NBA, koncert wielkiej czwórki thrash metalu w Polsce - to wszystko sprawiło, że na kilka dni nieco wypadłem z tematu i na blogu nie pojawiło się m.in. podsumowanie GP Kanady. Prawda jest jednak taka, że wyścig ten był na tyle doskonały, iż i tak ciężko byłoby go opisać słowami - to trzeba było zobaczyć, dlatego jak ktoś nie widział to choćby zajrzeć na torrenty (najlepiej relację z brytyjskiej TV sobie "pożyczyć").


Po tych paru ciężkich dniach powracam jednak "do siebie" i w najbliższym czasie powinno pojawić się kilka notek dotyczących ostatnich wydarzeń dotyczących F1 i okolic.

sobota, 12 czerwca 2010

Sobota dla Hamiltona

Lewis Hamilton z McLarena wystartuje z pole position do jutrzejszego wyścigu o Grand Prix Kanady. W sobotniej sesji kwalifikacyjnej Brytyjczyk pokonał kierowców Red Bull Racing, Marka Webbera i Sebastiana Vettela. To pierwszy weekend w tym roku, kiedy w sobotę wygrywa ktoś spoza tej dwójki. Robert Kubica zajął ósme miejsce.

Sesja kwalifikacyjna na torze w Montrealu przebiegła bez żadnych zakłóceń. Po pierwszej części czasówki z rywalizacją pożegnali się zgodnie z przewidywaniami kierowcy trzech najsłabszych zespołów F1, Lotusa, Virgin i HRT, a także Kamuyi Kobayashi z Saubera. 

Bardzo ciekawie wyglądała walka w drugim bloku. Kiedy wydawało się, że do finałowej części rywalizacji "tradycyjnie" wejdą kierowcy czterech najlepszych zespołów tego sezonu (Red Bulla, McLarena, Ferrari i Mercedesa) oraz Robert Kubica i Adrian Sutil, do walki włączył się zespołowy partner tego ostatniego, Vitantonio Liuzzi. Wykręcił 9 czas, wypychając z premiowanej dziesiątki Michaela Schumachera. Niemiec szybko poprawił swój czas i wrócił na dziesiąte miejsce kosztem aktualnego mistrza świata, Jensona Buttona. Button i Liuzzi byli w stanie pojechać jeszcze trochę szybciej i wyprzedzić Niemca, który w tym momencie ponownie był jedenasty, lecz mógł zrobić jeszcze jedno szybkie kółko. Gdyby mu się udało, z dalszą rywalizacją pożegnałby się Felipe Massa - 7-krotny mistrz świata popełnił jednak błąd i kwalifikacje zakończył na trzynastej pozycji, gdyż na koniec Q2 wyprzedzili go także kierowcy Williamsa. 

Zarówno w pierwszej jak i w drugiej części czasówki fantastyczne czasy kręcił Lewis Hamilton, dzięki czemu przed Q3 wydawał się być jedynym kandydatem do walki z zawodnikami Red Bulla. Jednak pod koniec ostatniego bloku kwalifikacji wydawało się, że czwarte pole position z rzędu może zdobyć Mark Webber, który wykręcił najlepszy czas, podczas gdy Hamilton był na swoim przedostatnim okrążeniu aż półtorej sekundy wolniejszy od Australijczyka. Jednak na sam koniec zawodnik McLarena przejechał doskonałe kółko i to on wystartuje jutro z pierwszego pola. W cieniu walki o najwyższe pozycje, cichym bohaterem okazał się wspomniany wyżej Tonio Liuzzi z Force India, który zajął doskonałe szóste miejsce.

Jutrzejszy wyścig zapowiada się bardzo ciekawie, a najszybszy w kwalifikacjach Hamilton (który na trzy starty w Kanadzie trzy razy zdobył pole position) wcale nie jest pewnym faworytem do zwycięstwa - wiele zależało będzie od opon i warto zauważyć, że zawodnik McLarena ścigał się dziś na bardziej miękkiej, teoretycznie szybszej mieszance, podczas gdy Webber i Vettel w Q3 jechali na twardszych oponach, co ma dać przewagę w niedzielę.

Łączny wynik kwalifikacji:

1 L Hamilton (McLaren) 1:15:105
2 M Webber (Red Bull) 1:15:373
3 S Vettel (Red Bull) 1:15:420
4 F Alonso (Ferrari) 1:15:435
5 J Button (McLaren) 1:15:520
6 V Liuzzi (Force India) 1:15:648
7 F Massa (Ferrari) 1:15:688
8 R Kubica (Renault) 1:15:715
9 A Sutil (Force India) 1:15:881
10 N Rosberg (Mercedes) 1:16:071
------
11 R Barrichello (Williams)
12 N Hulkenberg (Williams)
13 M Schumacher (Mercedes)
14 W Pietrow (Renault)
15 S Buemi (Toro Rosso)
16 J Alguersuari (Toro Rosso)
17 P de la Rosa (Sauber)
------
18 K Kobayashi (Sauber)
19 H Kovalainen (Lotus)
20 J Trulli (Lotus)
21 T Glock (Virgin)
22 B Senna (HRT)
23 L di Grassi (Virgin)
24 K Chandhok (HRT)

wtorek, 1 czerwca 2010

Alonso w Ferrari - pierwsze refleksje.


Gdy w niedzielę wszyscy zwracali uwagę na walkę o zwycięstwo pomiędzy kierowcami Red Bulla i McLarena, gdzieś w środku stawki o punkty walczyli zawodnicy Ferrari - Felipe Massa i Fernando Alonso. Grand Prix Turcji było jubileuszowym, 800-setnym wyścigiem w Formule 1 dla stajni z Maranello - niestety nieudanym.

Nie chcę rozpisywać się w tym momencie na temat postawy Massy, ku temu będzie na pewno okazja (zapewne niebawem, gdy Felipe złoży podpis pod nowym kontraktem z włoską ekipą) - wydaje mi się, że generalnie Brazylijczyk jeździ na tyle, na ile pozwala bolid. Niestety okazało się, że problemy sprawia mu jazda na twardszej mieszance opon Bridgestone - mimo to w dwóch pierwszych grand prix, gdy Ferrari było bardziej konkurencyjne niż obecnie, dwa razy stał na podium. 

A kolega z zespołu? Po związku Alonso z Ferrari spodziewano się bardzo wiele. Niech świadczy o tym fakt, że choć mógł spokojnie podpisać z zespołem kontrakt na 2011 rok, ściągnięto go już rok wcześniej, tym samym wyrzucając z zespołu Kimiego Raikkonena (który w 2007 roku zdobył dla Scuderii pierwsze od 2004 roku i jak do tej pory ostatnie mistrzostwo świata kierowców).
 

Hiszpan jest jedną z największych gwiazd F1 XXI wieku. To on przełamał wielką dominację Ferrari i Michaela Schumachera, zdobywając dla Renault tytuły w latach 2005-06. Udowodnił, że jest kierowcą szybkim, dużo mówiło się też o jego zdolnościach przywódczych i umiejętności współpracy z inżynierami w celu ulepszania bolidu. Już na początku 2006 roku ogłosił, że począwszy od sezonu 2007 będzie jeździł w barwach McLaren-Mercedes. Jeżeli dodać do tego fakt, iż późnym latem 2006 Schumacher ogłosił zakończenie kariery, wydawało się, że dominacja Alonso może być kontynuowana.

Początek przygody z McLarenem był młynem na wodę dla fanów Hiszpana, zwłaszcza tych reklamujących go, jako świetnego kierowcę-inżyniera. Bolid stajni z Woking okazał się dużo szybszy niż jego poprzednik z 2006 roku, a także mniej awaryjny niż model z sezonu 2005. Dalej nie było jednak tak różowo. Partnerem Alonso został debiutujący w F1 Lewis Hamilton - wydawało się, iż młody Anglik będzie jedynie pomagierem bicampeona, tymczasem obaj kierowcy walczyli ze sobą na noże przez cały sezon.


Ostatecznie obrażony Hiszpan wrócił do Renault na sezony 2008 i 2009. Nie da się ukryć, że były to lata chude, jako że francuskiej stajni daleko było do osiągów z mistrzowskich sezonów 05-06 - nawet świetna końcówka 2008 roku odbiła się czkawką, gdy okazało się, że jedno z dwóch ówczesnych zwycięstw Alonso zostało ustawione przez zespół.

Wracamy do punktu wyjścia. Alonso w Ferrari. Od początku testów wszystko wyglądało dobrze. F10 okazał się bolidem niezawodnym, a do tego prawdopodobnie szybkim. W otwierającym sezon 2010 Grand Prix Bahrajnu Alonso odniósł zwycięstwo po tym, jak z rywalizacji wycofać musiał się jadący na prowadzeniu Sebastian Vettel. Bolid Scuderii wydawał się naprawdę mocny - wolniejszy od Red Bulla w kwalifikacjach, jednak, jak uważali sami członkowie Ferrari, lepiej spisujący się na długim dystansie. W Australii Fernando był jednym z faworytów - jednak już na pierwszym zakręcie zamknął drogę Buttonowi co zakończyło się kolizją, w wyniku której Hiszpan wylądował na ostatnim miejscu. Odrabianie strat szło mu bardzo dobrze i wyścig zakończył na czwartej pozycji.

Od tego momentu problemy spotykały Alonso niemal w każdym wyścigu. W Malezji podwójnie sprawę załatwiło Ferrari - najpierw zatrzymali obu kierowców w boksach w Q1, aż w końcu rozpadał się deszcz i nie było już szans na wykręcenie konkurencyjnych czasów. W wyścigu na Fernando czekała awaria silnika. Dalej mieliśmy m.in. falstart w Chinach, bezsensowny wypadek w Monako i ostatni weekend w Turcji, gdzie brakowało po prostu prędkości, bo jak inaczej wytłumaczyć P12 w kwalifikacjach (przy P8 Massy)? Na pocieszenie Alonso zajął drugie miejsce w Hiszpanii - gdzie po raz kolejny był przed Vettelem po awarii w bolidzie tego drugiego. Piszę o tym, ponieważ rozbawiła mnie ostatnia wypowiedź Hiszpana, w której uważa on, że "nie jest źle, bo jesteśmy w generalce punkt przed Vettelem"... Trochę przypomina mi to wypowiedzi Juana Pablo Montoyi, który cieszył się swego czasu z pokonania Raikkonena w kwalifikacjach, nie zważając na to, że ten drugi miał awarię.


Zdaję sobie sprawę z tego, że notka może mieć nieco negatywny wydźwięk - być może po części dlatego, że jestem fanem Raikkonena i nadal ubolewam nad tym jak postąpiło w stosunku do niego Ferrari. Teraz widać, że ani Fernando wcale nie jeździ bezbłędnie, ani też Ferrari nie stało się nagle lepszym zespołem (Kimiemu zarzucano, że nie potrafi być liderem i nie pomaga przy ulepszaniu bolidu - choć czytałem swego czasu wypowiedź inżyniera z Maranello, który zdradził, że wbrew pozorom Fin potrafi dostarczać informacje równie cenne jak swego czasu Schumacher). Oczywiście, nie jesteśmy nawet na półmetku sezonu i Hiszpan ma czas by wziąć się w garść. Nie jest nawet powiedziane, czy Alonso faktycznie nie zostanie "nowym Schumacherem" i w przeciągu kilku lat nie zbuduje tam wokół siebie konkretnej ekipy, zdolnej do nowej dominacji w F1. Na pewno jednak powinni mocno skupić się na rozwoju, gdyż w ostatnim grand prix okazali się dopiero piątą siłą (za Red Bullem, McLarenem, Mercedesem i nawet Renault). Zarówno zespół jak i kierowca byli przyzwyczajeni do sukcesów, lecz  od jakiegoś czasu znajdują się w sytuacji, w której to oni muszą gonić czołówkę. Wszystko zależy od nich samych, mają zasoby, mają budżet, mają największe w stawce doświadczenie w zwyciężaniu (mowa o stajni, choć i Fernando przecież wygrywał już nie raz). Trzeba jednak po prostu zwrócić uwagę na to, że sam mit Ferrari, nawet w połączeniu z mitem Alonso nie wystarczy aby zwyciężać. Choć niektórzy zdawali się od początku myśleć właśnie w ten sposób...